Reklama

Czy zwierzęta są „mądre”?

Panujące upały jakoś nie sprzyjają przesiadywaniu nad klawiaturą, ale życie nie składa się z samych przyjemności, więc każdy kto żyje, używa swojego mózgu w sposób najlepszy jak potrafi i niekoniecznie dla samej laby. Stwierdzenie takie w całej pełni odnosi się jednak tylko... do zwierząt! które, ponoć mądre nie są, bo kierują się jakoby tylko instynktem przetrwania, a nie np. wyższą matematyką. W mniejszym natomiast - do nas mądrych (?) ludzi, bo my, pomimo niewątpliwego potencjału intelektualnego, jakim jesteśmy obdarzeni, często działamy na przekór wszelkiej logice i z tego względu, trudno nazwać nasz gatunek „mądrym”.

Pojęcia „matematyki niższej” co prawda nie znam, ale czasem się zastanawiam, czy nasi przysłowiowi bracia mniejsi, są np. całkowicie pozbawieni zdolności liczenia do dziesięciu. Ostatnio pisałem tutaj o solidarności zwierząt, a przykład dotyczył stosunku dwóch równorzędnych osobników, czyli, że nie był to układ np. matka i jej potomstwo, ale na użytek postawionej tutaj tezy nie wydaje się w ogóle ważne to, jaki kogo łączy stosunek, mówimy tutaj bowiem o przykładach zachowań nacechowanych jakimś pozytywnym „mózgowaniem”. Podam teraz trzy takie przykłady, gdzie działanie matek opiekujących się swoimi dziećmi może być przykładem „racjonalnego myślenia”.

Działo się to w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a wiec dość dawno temu. mój starszy brat - który już wtedy polował, dojeżdżał do pracy motorem. Droga na pewnym odcinku przebiegała przez las, a nad ścieżką przebiegającą obok szutrowej wtedy drogi, rosły tzw. akacje (robinia grochodrzew), które to drzewa jak wiadomo posiadają niezłe kolce. Pech chciał, że brat „złapał gumę” i przystąpił do polowej naprawy swojego pojazdu.

Był majowy poranek, więc było już zupełnie widno, gdy pechowego kierowcę zaintrygował ciekawy widoczek. Oto, w poprzek piaszczystej drogi kroczył borsuk, z pewnością była to powracająca do domu mamusia, bo za nią w karnym szeregu kroczyły jej pociechy. Cel wędrówki tego towarzystwa był bratu doskonale znany, bo w odległości jakichś trzystu metrów od drogi znajdowała się stara żwirownia, w której urządzaliśmy strzelania sportowe, a obok, na urwisku, borsuki miały swoją rezydencję. Jakież było więc jego zdziwienie, gdy w pewnej chwili usłyszał jakieś szmery od strony, gdzie zniknęły sympatyczne zwierzątka i jego oczom ukazał się... „inny” borsuk podążający dokładnie śladem niedawnych wędrowców, lecz w przeciwnym kierunku.

Cóż, w lesie może się zdarzyć „wszystko”, więc spokojnie zajął się swoja robotą, gdy... ponownie ujrzał borsuka! Człowiek (czy tylko on?) posiada zdolność logicznego myślenia, więc sytuacja stała się jasna. Oto za podążającym do domu borsukiem... kroczył jeszcze jeden mały brzdąc, którego najwidoczniej matka nie doliczyła się w domu! Czy więc zwierzęta są „głupie”? Odpowiedź na takie pytanie nie jest prosta, bo widziałem i takie zachowania, ale to odrębny temat i poruszymy go innym razem.

Przykład drugi jest dobrze znany i jak się to mówi – oklepany, ale z pewnością nie każdy go sam przeżył. Byłem wtedy młodym szczylem... mieszkaliśmy opodal małej rzeczki, która zazwyczaj sunęła sobie spokojnie przez torfiastą dolinę. Zdarzało się jednak, że podczas większych opadów zamykano odległą o 3 kilometry tamę i dolina zamieniała się w improwizowany zbiornik retencyjny. Była ciepła wiosna, a rozlana szeroko woda zachęcała do spaceru nad jej brzeg, nudził się też bardzo nasz wyżeł Nero, którego woda była drugim żywiołem, bo pewnie w poprzednim wcieleniu był wydrą, albo też piżmakiem i kąpać się uwielbiał pasjami. Był zresztą psem bardzo wszechstronnym i legendą tamtych lat w okolicy, ale miał też jedną wadę. Był pasjonatem polowania i zainteresowanie wszystkim co zdołał ułowić swoim nosem, miało zdecydowaną preferencję nad posłuchem swojemu panu.

Oczywiście, kiedy zbliżyliśmy się do rozległego „jeziora”, którego dno sięgało zaledwie kolan, Neruś z miejsca się w nim zanurzył i korzystając z tak wspaniałej atrakcji, latał po tym kąpielisku jak szalony. Rzecz jasna, że taki zalew nie był jednorodną zazwyczaj łąką i np. w jednym miejscu, gdzie kiedyś wybierano torf, porastały go wonne tataraki, w których – jak się okazało, przebywała ze swymi dziećmi mama krzyżówka.

Oczywiście, że Neruś nie przegapił takiej okazji, a mnie ogarnęła wtedy rozpacz czarna. Oto troskliwa mama wystartowała z zarośli jakby była doświadczona chorobą św, Wita i wrzeszcząc w niebogłosy tarzała się w płytkiej wodzie trzepiąc skrzydłami, odciągała głupiego psa od swoich dzieci. Darłem się w niebogłosy, usiłując odwołać Nerusia od tej nieszkodliwej w gruncie rzeczy zbrodni, ale oczywiście jemu sukces wydawał się tak bliski, że o żadnej rezygnacji z pościgu ani myślał.

Kaczka pozwalała mu zbliżyć się do siebie, a następnie doskonale grając swoją komedię, znowu odskakiwała o kilka metrów wywijając w wodzie zabawne młyńce. Żal mi było nie tyle kaczki, o której los byłem spokojny, co psa, który nie wszędzie mógł się poruszać pieszo i po kilkuset metrach takiego pościgu, musiał być bardzo wyczerpany, ale nie odpuszczał. Wreszcie kacza mama uznała, że jej dzieciom już nic nie zagraża, wystartowała więc z toni i niskim koszącym lotem zapadła w trzciny gdzie pozostawiła swoje pociechy. Neruś wrócił wkrótce i to z wyraźnym poczuciem winy, bo on miał zazwyczaj z kaczkami inne układy. No cóż, bywa i tak.

Przykład trzeci. Jakiś miesiąc temu wybrałem się z Pusiem w koszyczku na rowerowy spacer po lesie. Nieopodal naszej myśliwskiej chałupy, zobaczyłem trzy spacerujące po trakcie którym jechałem żurawie. Najwidoczniej było to „małżeństwo” z dzieckiem. Malec był wielkości bażanta, oczywiście nie licząc stosownych swemu gatunkowi nóg. Jechałem bardzo wolno licząc, że ptaki po prostu zejdą gdzieś w bok i będzie po sprawie, stało się jednak inaczej. Kiedy pomimo tego że ptaki uchodziły, zbliżyłem się do nich na jakieś 100 m., jeden z nich, pewnie tatuś, wystartował w przestworza i odleciał, drugi zaś dorosły osobnik, rzeczywiście skręcił w prawo i zniknął w gęstym młodym lesie. Pomyślałem sobie, że jest po sprawie, a droga wolna, ale nieoczekiwanie stało się inaczej.

Oto przed moim pojazdem ukazał się dorosły żuraw, który niedawno schował się w zaroślach i głośno „grucząc” przeszedł na lewą stronę drogi, gdzie las był rzadki i wyniosły, a zresztą wąski, bo był tylko pasem dorodnych sosen oddzielającym drogę od naszego pola na którym posiano kukurydzę. Tam też, klucząc i nawołując, chciał najwidoczniej sprowadzić swego „prześladowcę”. Cóż, zrobiło mi się trochę wstyd, że zakłóciłem rodzinną sielankę państwa żurawi, ale przecież żadnej złej woli do nich nie miałem i wkrótce pewnie one o tym zapomniały, ja - jak widać - nie.

I na koniec coś o samym Pusiu, który, jak się wydaje, potrafi liczyć do czterech, a kupę to zawsze robi schodząc ze ścieżki, taka mądra bestia! Otóż, kiedy wracamy z porannego spaceru i udajemy się do łazienki, aby umyć brudne łapy (czego on bardzo nie lubi, ale sam się tam stawia do zabiegu) to, chociaż - jak zaznaczyłem, bardzo się irytuje moczeniem łap w małym pojemniczku, nigdy nie usiłuje się oddalić zanim ostatnia, czwarta łapa nie zostanie wykąpana z błota. Może umie liczyć do czterech? Któż to wie?


Stary borsuk. Sz. Kropaczewski
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    jerzy14z4 2012-07-20 11:40:52

    Witam Szanownego Kolegę. Skoro Kolega wyjawił jaką pełnił funkcję w kole to czuję się w obowiązku także przedstawić i siebie. Jestem oczywiście na pełnej emeryturze już od maja 2008 roku, na którą przeszedłem 5 lat wcześniej, skorzystałem po prostu z przywileju jaki mi przysługiwał z racji posiadania stałej II grupu inwalidzkiej. W kole pełnię funkcję łowczego od roku 1985 do chwili obecnej. Dociągnę jeszcze ten rok gospodarczy do końca i złożę funkcję w młodsze i sprawniejsze ręce. Zdrowie już na to i nie pozwala, aby obciążać się dodatkowymi obowiązkami. Aby nie zwariować mam w zanadrzu jeszcze i inne, lżejsze i spokojniejsze hobby, jak wędkarstwo, działka, bardziej intensywnie zajmę się fotografią. Trochę zagalapowałem się z zającem i lisem, a powinniśmy właściewie rozmawiać o mądrych zwierzętach, czy takie są i czy zwierzęta myślą ? Obserwując przez wiele lat zachowanie zwierząt tak domowych jak i dzikich, jestem w 100 % przekonany, że te istoty tak samo jak człowiek myślą, czują, przeżywają. To człowiek, nikt inny, stworzył takie wybrażenie, że tylko on jest istotą, która posługuje się rozumem, czuje i myśli. To nikt inny, tylko człowiek zawłaszczył sobie prawo do pierwszeństwa i rządzenia wszystkim. Zapomniał jednak o tym, że to właściwie zwierzęta pierwsze pojawiły się na tym świecie, że to one kształtowały cały byt na ziemi. Człowiek za daleko posunął się uważając siebie za istotę stojącą ponad wszystkim i ze zwykłej magalomani nie dopuszcza do tego aby uznać, że inne istoty żyjące obok nas czują, przeżywają, a także myślą. W tym sowim reprtarzu bardzo precyzujnie pokazuje Kolega takie właśnie zachowanie zwierzaków leśnych. Każdy, kto choć trochę potrafi obserwować naturę i wyciągać odpowiednie wnioski zauważy, że wszelkie życie jakie wokół nas jest, to nie tylko to co się rusza, wydaje dźwięki, przemieszcza się, ale to coś więcej, to jest coś, co ma jakiś konkretny sens i cel. Pozdrawiam serdecznie i życzę ciągłej poprawy zdrowia. „Darz Bór” - Jerzy Zembroń

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2012-07-18 17:31:26

    Szanowny Kolego! Bardzo dziękuję za cierpliwość i miłe słowa, ale wracajmy do naszych baranów jak mawiają Francuzi. Istotnie, problem ten nie jest mi obcy. Jeden z naszych obwodów graniczy z byłym OHZetem, zmiana nastąpiła całkiem nie dawno, gdy ośrodek zlikwidowano i jest to istotnie pewien problem. Otóż ja nie poluję od 10 lat, ale do końca swojej aktywności pełniłem w kole, pełniłem funkcję skarbnika, a premiowanie czy też karanie w lisiej kwestii wygląda u nas tak, że każdy ma obowiązek skasować przynajmniej dwa, inaczej to płaci dwie stówy ekwiwalentu. Ja polować przestałem, bo po udarze móżdżku długi czas chodziłem jak bym był w stanie wskazującym, a lekarz mi odradził zarówno polowanie jak i jazdę samochodem, teraz zaliczyłem drugi udar, na szczęście lżejszy. Do lasu mam z trzysta metrów i bywam w nim prawie co dzień, inaczej to bym pewnie zwariował bo jestem już na emeryturze, a w mundur to niestety ale się nie mogę już zmieścić, uszyty był w latach 80 tych i pewnie mnie w nim zakopią, bo chyba na starość schudnę. Życzę zdrowia i Darz bór Kolego! Stary borsuk Szczepan Kropaczewski

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    jerzy14z4 2012-07-18 15:24:58

    Witam Szanownego Kolegę !!! Z ostatnich informacji widzę, że jesteśmy równolatkami jeżeli chodzi o staż łowiecki. Ja wstąpiłem do PZŁ także w roku 1970, jak już wcześniej pisałem, ale w dniu 1 października. Poluję nadal, jednak już nie tak intensywnie jak kiedyś. Mam za sobą również przejścia zdrowotne, ale związane z sercem, jestem po 2-ch zawałach mięśnia sercowego. Mimo tego jestem w "japońskiej" czyli < jako takiej > kondycji i jeszcze od czasu do czasu wypuszczam się do łowiska aby przynajmniej posiedzieć na świeżym powietrzu i popatrzeć co się tam dzieje. Nie jestem zaskoczony, że zdziwił się Kolega naszym lisim problemem. W zupełności zgadzam się z Kolegą, że jest sporo sposobów na to aby w znaczącym stopniu zredukować jego ilość. Problem jednak leży w tym, że konkretny efekt będzie dopiero wtedy, jak będą to robiły wszystkie sąsiadujące ze sobą koła, a które jednak, w naszym wypadku, nie za bardzo kwapią się do odstrzału mykity. Zgadzam się także ze spostrzeżeniem, że gdyby nie było zmiany mody, egzystencja lisa byłaby bardzo poważnie zagrożona. Sąsiadujące z nami koła łowieckie mają w swoim władaniu, oprócz terenów polnych, także i duże obwody leśne, i nie bardzo kwapią się do poświęcania większej uwagi, aby radykalnie zmniejszyć liczbę panoszącego się lisa. Są raczej zajęci pilnowaniem pozyskania zwierzyny grubej bo z tego mają konkretne korzyści, które pomagają im w utrzymaniu się. Co z tego, że my ciągle "czyścimy" teren jak za 3 - 4 tygodnie mamy już nowych lisich osiedleńców, którzy przychodzą do nas z sąsiednich obwodów. W ostatnim okresie zaczęliśmy poświęcać więcej uwagi na strefy przygraniczne obwodów i staramy się nie dopuszczać do zasiedlania nowych przybyszy, co praktycznie nie jest realne w 100 %. Jak już wcześniej pisałem jest to praca żmudna i wymagająca stałej kontroli łowiska, ale jakieś efekty są już widoczne. Dla większej motywacji w przeprowadzeniu eksterminacji lisa, co roku od 1 września do końca sezonu, organizujemy intensywne polowania na tego drapieżnika. Zaś każdy myśliwy, który indywidualnie odstrzeli 5 lisów, lub 2 jenoty, i to udowodni okazując tusze w punktach zgłoszeń lub łowczemu, dostaje w prezencie od koła paczkę amunicji do broni gładkolufowej. I tu w trakcie naszej wymiany poglądów podsunął Kolega myśl o wprowadzeniu identycznej zachęty do przydziału amunicji do broni kulowej, co powinno przynieść konkretne efekty. Serdecznie dziękuję za wymianę myśli. Życzę znacznej poprawy zdrowia, życzę także aby ono utrzymaywało się na takim poziomie, żeby Kolega jeszcze mógł nie jeden raz udać się do ukochanej kniei i ciągle pisząc, służył nam radami w swoich bardzo ciekawych artykułach i w korespondencji jaką mamy na tym forum. Serdecznie pozdrawiam Jerzy.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2012-07-17 14:51:16

    Witam serdecznie! Do PZŁ wstąpiłem 11.08.1970, co sprawdziłem właśnie w legitymacji. Nie poluję od roku 2001, bo niestety ale po ciężkim udarze nie wróciłem już do zdrowia i uznałem, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Cóż, lis nie ma naturalnego wroga pośród naszej obecnej fauny, może jest nim wilk, ale to szczególny przypadek ze względu na liczebność tego ostatniego. Dziwi mnie jednak Wasz problem z lisem, bo przecież największym wrogiem każdego życia - jest sam człowiek i nie rozumiem, jak można mieć z tym aż taki problem. Myślę, że zawsze jest to sprawa motywacji, a ściślej sprawa polityki jaką prowadzi dane koło. Eksterminacji lisa można dokonać skutecznie za pomocą byle jakiego wabika naśladującego zająca w opałach, a rekwizyt taki można zrobić nawet z plastikowej rurki po pisaku i kawałeczka mosiężnej blaszki. Wydaje się, że sytuacja taka wynika z braku motywacji idącej w parze ze zmianą mody i znikomym zainteresowaniem lisim futrem. Dzisiaj, kiedy lisia szuba nie przedstawia żadnej wartości, strzelanie do tych drani kulą nie jest już problemem ekonomicznym i znam kolegów, którzy kupili sobie nawet w tym celu tanie sztucery o małym kalibrze i występują teraz w roli lisich kilerów. Bywa, że lis idzie na wab jak opętany, ale bywa też, że siada na d... poza zasięgiem śrutu i pilnie analizuje sytuację, oczywiście jest to sytuacja idealna, aby skasować go kulą. Nowy artykuł już się ukazał i jest on przerywnikiem w serii o "mądrości" zwierząt. Teraz napiszę o zwierzętach "głupich" i ... bezczelnych. Darz bór Kolego Jerzy. Szczepan

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    jerzy14z4 2012-07-17 11:28:39

    Sprawa zapaści w populacji zwierzyny drobnej jest bardzo złożona, jednak ja jestem przekonany, że jednym z głównych czynników spadku populacji zwierzyny drobnej jest wzrost liczebności lisa. Poluję od roku 1970 i w przedziale tego czasu mieliśmy różne problemy, szczególnie z zającem i kuropatwą. Pamiętam, że na początku lat 70-tych mieliśmy wielki problem z chorobą zwaną brucelozą. W tym czasie padło tysiące zajęcy a mimo wszystko ich populacja bardzo szybko i sprawnie się wyrównała bez specjalnej ingerencji człowieka. Natura po prostu sama dała sobie z tym radę. Owszem na pewno wielkim dobrem jest to, że w chwili obecnej nie mamy wścieklizny, ale za jaką cenę?? Myślę, że z tą chorobą można walczyć na różne sposoby i z mniejszymi skutkami ubocznymi. Pomijając jednak zło jakie czynią choroby nie należy zapominać o sile natury, która bardzo szybko i skutecznie potrafi sobie poradzić z anomaliami jakie się od czasu do czasu pojawiają. Zapominamy też o tym, że wścieklizna nie była aż tak wielkim zagrożeniem, żeby ją tak radykalnie dławić doprowadzając do załamania się populacji zwierząt nie mogących się bronić przed wielką ekspansją drapieżników, ratowanych przez człowieka od naturalnej selekcji. Do wzrostu populacji lisa dochodzi jeszcze wzrost populacji drapieżców skrzydlatych, które również wyrządzają wielkie wyłomy w rozwoju zwierzyny drobnej. I tak możemy dyskutować w nieskończoność wyciągając coraz to nowe argumenty. Ale po to, to forum jest. Czekam z niecierpliwością na nowy artykuł Kolegi i obiecuję, że na pewno przeczytam go jeżeli tylko się ukaże. Pozdrawiam serdecznie Jerzy

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2012-07-16 21:14:02

    Szanowny Kolego Jerzy. Dajmy spokój "zielonemu kapelusikowi" i zajmijmy się sprawą. Kwestia spadku populacji zająca jest chyba bardziej złożona i nie do końca jasna. Moje koło, dzierżawi dwa obwody polno- leśne, a stan lisa jest dzięki poprawnej polityce utrzymywany na znośnym poziomie, ale zając stał się rzeczywiście zwierzęciem rzadkim. Pisałem o tym tutaj kiedyś. Szczepienie lisów ma oczywiście też i dobre strony, trudno przecież zaprzeczyć temu, że nie chcemy mieć w Polsce wścieklizny. Myślę, że kiedyś coś o tym napiszę. Jeżeli chodzi o lisa i sarnę, to mogę z autopsji oświadczyć, że gatunek ten poluje na koźlęta aktywnie, sam byłem tego świadkiem i udało mi się uratować biedne koźlę, które było ścigane przez lisa i już właściwie skazane. Przypadkiem (może był to świadomy wybór uciekiniera?) skierował się on tam, gdzie zatrzymałem się akurat motocyklem i widząc co się dzieje, "odradziłem" lisowi dalszy pościg. Żałuję, że mój nowy artykuł się jeszcze nie ukazał, ale wiem, że jest sezon urlopowy i są pewne związane z tym perturbacje. Pozdrawiam serdecznie. Darz bór! Szczepan

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    jerzy14z4 2012-07-16 20:03:57

    Kolego Szczepanie, ten człowiek pisze bo widocznie ma taką potrzebę. On chyba sam nie rozumie tego co napisał. Ten zielony kapelusz jest rzeczywiście jego obsesją, ale ten typ chyba tak ma !!! Szkoda czasu i zdrowia na reakcję na te głupawe zaczepki. Bardzo celnie i precyzyjnie Kolega wyjaśnił sprawy dotyczące ustawy o łowiectwie, której rzeczywiście nam zazdroszczono niemalże na całym świecie, wielu czyni to nadal. A co do zajęcy to akurat pochodzę z koła typowo polnego i mieliśmy jeszcze niedawno, bo na początku lat 2000 - 2002, piękny stan zajęcy. Niestety główną przyczyną, która spowodowała zanik tego gatunku jest masowe szczepienie lisa p. wściekliźnie. Szczepienie spowodowało to, że choroba faktycznie została, że tak powiem, uduszona, ale lis rozmnożył się tak drastycznie, że drobna zwierzyna, jak: bażant, kuropatwa, zając nie mają szans na rozwój i przeżycie. Do tego dochodzi chemizacja rolnictwa, choroby, itp. i sprawa zostaje zamknięta. Lis tak się rozprzestrzenił, że zagraża nawet sarnie. Niestety mamy wiele przypadków znajdowania kości i resztek koźląt przy lisich norach. Już rok po podaniu szczepionki zaczęliśmy strzelać w naszych dwóch obwodach łowieckich od 80 do 140 lisów rocznie w jednym obwodzie. Kiedyś, jeszcze przed szczepieniem, lisa było tak mało, że strzelenie kilkunastu w roku było wielkim sukcesem. I tu jak w soczewce widzimy bardzo złą działalność ludzi nieodpowiedzialnych, którzy nie potrafili albo nie chcieli przewidzieć, co spowoduje taki zabieg. Pocieszającym, na szczęście dla braci łowieckiej, jest fakt, że myśliwi nie mają w tym procederze swojego większego udziału, bo nie z ich inicjatywy do tego zabiegu doszło, mimo tego, że podobno wielu myśliwych zachodnich przestrzegało nas o skutkach jakie spowoduje ta szczepionka. Teraz już nie zostaje nam nic innego, jak tylko bardziej wytężać siły i starać się to jakoś opanować i doprowadzić do odradzania się szaraka, kuropatwy, bażanta. Jest to bardzo mozolna praca, ale efekty są widoczne.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2012-07-15 21:17:15

    Nawet zielonego pojęcia nie mam, co Autor tego komentarza chciał przez to co napisał powiedzieć. Pewnie przez to, że mój kapelusz jest szary, a prześladowanie zielonego, jest Jego obsesją. Nigdy nie byłem członkiem "przodującej siły" i nic mi do tego kto tam był, ale model polskiego łowiectwa był wtedy punktem zazdrości zachodnich kolegów i niezależnie jak na to patrzeć, jeżeli wprowadzi się dzisiaj przepis w Ustawie, że zwierzyna żywa nie jest już własnością Państwa, tylko Kowalskiego, to będzie koniec jej i łowiectwa. O co zaś chodzi w temacie braku zajęcy na naszych polach, to kompletnie nie czaję, też bym chciał żeby były, chociaż już ponad 10 lat nie poluję.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    jerzy14z4 2012-07-14 19:40:27

    Myślę, że nie trzeba się przejmować jednym, a nawet kilkoma pseudo myśliwymi tylko pisać swoje i przedstawiać nasze łowiectwo tak jak uczono nas, że tak powiem, "w starej szkole łowiectwa", bo z takiej szkoły chyba pochodzimy obydwaj. Odnosząc się do nowoczesnego polowania to uważam, że taki typ łowów zaprowadzi nasze łowiectwo na manowce. Faktem już jednak jest, że dzięki działaniom naszych polityków i nie przymierzając, niektórych wysoko postawionych członków władz naszego związku i władz państwowych, zaczynamy powoli przekształcać obwody łowieckie w ubojnie dzikiej zwierzyny, a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Niestety dzisiejsze uwarunkowania tak jak i państwo, wymuszają na nas bezwzględne wykonywanie i tak zawyżanych planów pozyskania. Już najwyższy czas na refleksję, na opamiętanie i powrót do starych metod inwentaryzowania zwierzyny, ustalania planów hodowlanych zgodnie z rzeczywistym stanem posiadania danego gatunku. To co się dzisiaj dzieje sprawia, że brniemy w ślepy zaułek. To, że ktoś pisze o polowaniach gdzie się strzela kilkaset kopytowców na jednym polowaniu jest dla mnie mimo wszystko czymś, co zakrawa bardziej na bajkę, niż na rzeczywistość, może niektórzy chcieliby aby coś takiego miało miejsce ?? Ale jeżeli takie rzeczy się zdarzają, nawet przy pozyskiwaniu kilkudziesięciu sztuk na jednym polowaniu, to jest to moim skromnym zdaniem, zwyczajną zbrodnią a nie polowaniem. Szkoda wielka, Kolego Szczepanie, myślę że nie odczyta Kolega mojego zwrotu jako zbytniego spoufalenia, ale tak jest wygodniej, aniżeli pisać - Kolego Stary Borsuku - że tak mało jest tu wypowiedzi myśliwych z krwi i kości. Ktoś normalny Kolego musi tu pisać bo może uda się jeszcze jakiegoś "buca" wychować, dlatego nie należy się zrażać i tak jak to śpiewa Młynarski w jednej ze swoich piosenek "róbmy swoje". Pozdrawiam - Darz Bór - Jerzy

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2012-07-12 18:44:56

    Szanowny Kolego Jerzy. Uprzejmie dziękuję za zainteresowanie moim materiałem i pozytywne odniesienie do wszystkiego, co i jak tutaj robię. Szanowny Kolego! Do Portalu Poluje.pl zostałem zaproszony przez Redakcję i przyznaję szczerze, że mając spore doświadczenie z komentowaniem swoich tekstów przez rozmaitych anonimowych "ekspertów" z jakimi się spotkałem w innych tego typu magazynach, nigdy się nie spodziewałem tego, o czym właśnie mówimy. Powód mojego zaskoczenia jest prosty. Portal w którym jesteśmy, jest magazynem że tak powiem branżowym i jeżeli ktoś, kto sam określa się jako myśliwy twierdzi, że nowoczesne metody polowania polegają na ubiciu "kilkuset sztuk kopytowców"! na jednym polowaniu i notorycznie nabija się z "zielonego kapelusika" w którym paradują jacyś "buce", to ja doprawdy nie wiem, gdzie trafiłem i po co. Cóż, Pan "Feldjaeger" ma tutaj swoje konto i w pełni korzysta z przysługujących mu praw. O tego typu problemach pisałem tydzień temu w innym magazynie, w związku z wycofaniem się parlamentu europejskiego z przyjęcia porozumienia ACTA. Jedyną radą na tego typu zachowania rozmaitych dywersantów psujących merytoryczną wymianę myśli, jest reakcja innych użytkowników Portalu. Jeżeli autor pozostaje w sytuacjach skrajnie głupich komentarzy sam ze swoim nieodpowiedzialnym interlokutorem, to niestety, ale szybko się zniechęci do pisania czegokolwiek i z wystawiania swojego nazwiska oraz wizerunku na szwank zrezygnuje. Prawdą jest to, że nie każdy jest w stanie mnie obrazić, ale dawanie komuś szansy na to, było by czystym masochizmem i nie może trwać zbyt długo. Z wielkopolskiej kniei - Stary borsuk. Sz. Kropaczewski Darz bór!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    jerzy14z4 2012-07-12 17:00:26

    Moje gratulacje kolego "Stary Borsuku" za spokój z jakim kolega polemizuje z tym, jak mu tam ? "Feldjaeger". Ale do rzeczy: w zupełności zgadzam się ze spostrzeżeniami Kolegi, że zwierzęta myślą, nie tylko myślą , ale często postępują z wielką rozwagą i jakby planem działania. Jeżeli ktokolwiek z nas ma psa i bacznie go obserwuje to doskonale wie, że ten bardzo nam przyjazny zwierzak uważnie nas słucha jak do niego mówimy, doskonale wtedy widać po jego zachowaniu i po oczach, że to stworzenie myśli. Ja nieraz mówię do swoich kolegów, że pies jest mądrzejszym stworzeniem od człowieka bo on wie co my do niego mówimy, a my nieraz nie potrafimy odczytać czego on od nas chce. Często przecież zdarza się, że pies reaguje na różne sytuacje i daje nam sygnały, których my nie potrafimy zrozumieć. Sytuacje takie, na które można się powołać, że zwierzęta myślą można znaleźć w internecie i gdyby taki pan "Fekdjaeger" zechciał poświęcić choćby odrobinę czasu i wysiłku to na pewno by znalazł tam wiele dowodów na takie spostrzeżenia.. Kolego "Stary Borsuku" jeszcze raz gratuluję spokoju. Myślę, że próba podjęcia niby dyskusji przez kol. "Feldjaegera" była zwyczajną prowokacją zmierzającą do wywołania agresji u tych co to są przykryci zielonym kapelusikiem z piórkiem. Pozdrawiam serdecznie "Darz Bór" Jerzy Zembroń

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2012-07-09 12:20:00

    Dla każdego mądrego człowieka jest w miarę jasne to, że autor nie nazywa zwierząt mądrymi, przynajmniej nie czyni tego wprost i bezwarunkowo. Trudno też powiedzieć, że zwierzęta są głupie, ale wszystko to są tylko i wyłącznie dywagacje z pozycji człowieka właśnie, który sam uważa swój gatunek za mądry, ale ja z całą pewnością wiem, że zawsze było i jest miedzy nami wielu mądrych inaczej. Twierdzenie, że polowanie "na księżycu" nie ma sensu, jest dość oryginalne, myślę, że wkrótce napiszę o tym w artykule o zwierzętach "głupich". I jeszcze jedno. Kapelusz myśliwski, z piórkiem czy grandlami, albo z samym sznurkiem z zawijasem, nie ma nic wspólnego z imprezą dla snobów która odbywa się w Ascot. Stary borsuk

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do