Parę dni temu mogliśmy sobie przeczytać tutaj artykuł Kolegi Bartka, będący reportażem z jego nocnego polowania uwieńczonego strzeleniem warchlaka. Ja, w którymś z komentarzy obiecałem zamieścić tutaj opis polowania na dzika co się zowie. Aczkolwiek materiał jest tylko fikcją literacką i płodem mojej skłonności do pisania wierszem, to jednak nie da się ukryć, że w każdym utworze fabularnym, zawarte są elementy jakichś wspomnień i doświadczeń. Z kontekstu akcji opisanej w wierszu wynika, że wszystko działo się wprawdzie w czasach jaśnie pańskich, ale cóż, ja jestem już bardzo sędziwym borsukiem... Przyjemnej lektury.
Dzik
Pośród kęp zrudziałych podmokłego grądu wił się dukt wyniosły jak droga do sądu... Często używany, nie zarósł trzcinnikiem. Był suchą grobelką – jedynym przesmykiem i niby zaskroniec kpił sobie z mokradła... Jesień, żółtym liściem na grzbiet mu opadła a świat się tu jawił spokojny i wieczny. Wokół niedostępny, na dróżce bezpieczny liczne pokolenia przez bagna przeprawił. Krzyż, tam ktoś dziękczynny przed wiekiem postawił gdy z bagna się cudem na skarpę wywinął... Z kościoła powracał... lecz karczmy nie minął i Bóg pożałował zbłąkaną duszyczkę podając do ręki leszczynową tyczkę... Nikt więcej nie badał przepastnych moczarów. Był to świat obleńców, kumaków i czarów groźny dla dwunożnych amatorów wrażeń. Był jednak i światem... miłości i marzeń! Gdy sen, mimo słonka dzicze świece zgasił odyniec myślami do loszek się nie łasił… a kiedy w barłogu rozprostował kości doznawał rozlicznych wyrazów błogości z ostatniej wycieczki do sfer fraucymeru... Spał, ale i we śnie czuł zapach eteru który lekki wietrzyk snuł do tabakiery. Szable mu błyskały jak ostrze siekiery i cicho szczękały o potężne fajki. Chwostem do kozaczej podobnym nahajki opędzał złe muchy i wredne komary co pchały się szpetnie w najtajniejsze szpary a nie mógł im przecież zagrozić orężem... Był dziadkiem i ojcem... ale - nigdy mężem! Głosił to zapachem - bo nastał czas huczki lecz durne wycinki, nie pomne nauczki ciągle próbowały dorwać się do miodu... Wspominał te lata, kiedy sam, za młodu smalił szarawary do młodziutkich loszek... Dziś, on tych młokosów ucierał na proszek! i żadnych w tym względzie nie znał konwenansów. Był imperatorem – nie znosił awansów o których mu czujne donosiły słuchy. Kiedy jakiś młodzik odwiedził dziewuchy podnosił się rwetes wśród babskiej młodzieży. On słucha, wiatr łapie i zmysłom nie wierzy... Co to za szubrawiec skrada się do dzieży?! Pan, dba o swe sprawy i bliziutko leży chociaż się na dystans trzyma od babińca. Spać pośród hołoty – nie godne odyńca! Wzniósł chwost swój jak sztandar, w oku krwią zabłysnął i wielkie swe cielsko do ataku cisnął! Chyb mu się na grzbiecie mocarnym najeżył. Czarny, niby diabeł - do szarży się zmierzył i wydarł z młokosa nabrzmiałe cynadry... Tak kończą zuchwalcy - nie zasilą kadry!.. Gwizd uniósł wysoko, pianę z pyska toczył i - posiadł nagrodę! – długo się nie droczył... Potem na samurze wyładował złości bo chociaż jałowa... też chciała błogości mile wspominając swe minione huci. Przeminąłeś czasie, to się już nie wróci... Tyle pięknych młódek miał tyran w haremie że ledwie co pośpi - ot - trochę podrzemie i cały czas śledzi co czyni wataha. On „rogów” nie nosi, nie robi za gacha! Kiedy już zakończył męskie obowiązki stoczył się z polanki - gdzie grunt był dość grząski aby za babrzysko posłużyć bezpieczne. Było to przyjemne, a nawet konieczne dla higieny sukni, tudzież i ozdoby. Knieja zapewniała swym dzieciom sposoby na wszelkie udręki które sama niosła. Ale - sytuacja ją mocno przerosła bo cicha grobelka wiodła do miasteczka... Tam też podążała nie jedna wycieczka z okolicznych wiosek do miejskiego sądu.
Czy już na tym świecie, nie ma ładu? Rządu!? Trzeba się rozprawić z tą hałastrą dziczą! Żrą nam kukurydzę i bezczelnie kwiczą kiedy całe noce pilnujemy łanów... Składamy petycję do szanownych panów aby się zasadzić na te leśne świnie bo naprzód włościaństwo, a i miasto zginie!
Wysłuchał pan sędzia biadolenia kmiotków zasiadł do wolantu i wybył z opłotków na pola rozległe leżące pod lasem. Nie był już młokosem i polował czasem jednak nie dla chłopa, czy też dla padliny. Był członkiem elity, miał się z innej gliny i tylko trofeum w całym cenił sporcie.
Był godny przeciwnik w tropów licznym sorcie! Ocenił pan sędzia i zasiadł wieczorem. Słonko dawno temu zapadło nad borem i dało się słyszeć hałas śród młodnika. Był to luby pogłos - myśliwska muzyka i wkrótce babiniec wyskoczył na pole. Pan sędzia nie spieszył - znał tu swoją rolę... Miał też doświadczenie w łowieckim rzemiośle. Lochy i przelatki – im kuli nie pośle... Za nimi spóźnione warchlaków tramwaje pędzą przez goliznę, aż spokój nastaje i tylko się trzaski z kukurydzy niecą. Banda już bezpieczna – szukaj jej ze świecą!
Sędzia na ambonie zamarł cichym duchem - nie wolno się zdradzić, ni szmerem, ni ruchem... Teraz się zaczyna jego polowanie... Kiedy się pojawisz miłościwy panie?!
Nie będzie hałasu, ni szmeru nie będzie. Wokół tylko cisza - jak na kurzej grzędzie gdy mrok na zagrody się senne wytoczy. We wielką lornetę, sędzia zbroił oczy i pilnie lustrował czarną linię lasu. Gdy drań się pojawi - będzie mało czasu! Znał jego taktykę i cały się sprężył... Wzrok, przez szkła lornety na maksa wytężył i ujrzał cień wielki na skraju młodnika... Była to sylwetka... małej krowy – dzika! Spokojnie swój sztucer do oka przyłożył odszukał komorę i palec położył na czułego spustu wygiętym żelazie....
Czyżby bąk go uciął? Pomyślał na razie bo grom nie nadążał za impetem kuli... Nie czuł nawet tego, że śmierć go już tuli ale ból się wzmagał i słabły mu biegi. Już prawie osiągnął zbawczej kniei brzegi gdy gwizdem się zarył w świeżą skibę orki...
Pan sędzia lunetę zaopatrzył w korki i wolno się zsunął ze starej ambony. Poszedł uczcić króla – trzeba mu korony! Ostrożnie się zbliżył i za chwost pociągnął. Nie ma wątpliwości – ten już kres osiągnął... Ekspansywna kula trzewia mu rozniosła i do lepszych światów jak piórko uniosła i tylko głos rogu ścigał go w niebiosach i niósł się po kniei przedwieczornych rosach głosząc śmierć odyńca - legendy tej puszczy okolicznym wioskom i wszelakiej tłuszczy...
Sędzia się nad zwierzem z godnością pochylił starym kordelasem pysk zwierza rozchylił a potem kiść złomu między zęby wcisnął i strzęp mu dębowy z kapelusza zwisnął aby się tradycji starej stało zadość.
Szczepanowi od Nemroda ; Puszcza to wielka natury księga Niema - a mówi, kto ją duchem pyta I kto do dziejów i natury sięga Z niej tylko cząstkę tajemnic odczyta (Wincenty Pol)
Szczepanowi od Nemroda ; Puszcza to wielka natury księga Niema - a mówi, kto ją duchem pyta I kto do dziejów i natury sięga Z niej tylko cząstkę tajemnic odczyta (Wincenty Pol)
Pozwolę sobie na zwrot >Kolego< bo nie czuję się na tym forum "Panem" i nie jest to absolutnie żadna przygana, bądźmy sobie bliscy i nie różnicujmy się nawzajem, bardzo o to proszę, przynajmniej wobec mojej osoby. A więc Szanowny Kolego/Koleżanko bardzo ci dziękuję za komentarz, który zawsze jest satysfakcją dla autora materiału. Nie jest ważne to, czy ktoś się z prezentowanymi tezami zgadza, czy też nie, ważne jest to, że ktoś na czyjąś pracę reaguje, czyli ją zauważa i z przykrością stwierdzam, że nie jest z tym najlepiej, a stan taki - niestety ale zniechęca do aktywności tych, którzy na publikowanie swoich materiałów się ważą. Jeżeli zaś chodzi o los odyńca, to każdy tyran musi kiedyś skończyć swoją dominację, to jest też dobre dla gatunku ze względów genetycznych, więc nie ma nad czym rozpaczać, on już swoje zrobił. Darz bór! Stary borsuk
Dziękuję Koledze za uznanie i szybkość reakcji, kiedyś zamieszczę chyba "pean" na cześć byka który pewnie lekko przeholował, ale każdemu się czasem wydaje, że jest gigantem, tak bywa. Pozdrawia Cię Stary borsuk z czerniejewskich lasów. Darz bór. Szczepan
No Szczepanie !Wyborny wiersz, co się zowie zrodziłeś, czego szczerze gratuluję i bądź pewien, że tym razem nie rozbawię Ciebie... A Kolega Bartek, którego dziczek był tylko motywem, niech sobie poczyta ten pean, napisany ku czci pierwotnego mocarza naszych Kniei.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Szczepanowi od Nemroda ; Puszcza to wielka natury księga Niema - a mówi, kto ją duchem pyta I kto do dziejów i natury sięga Z niej tylko cząstkę tajemnic odczyta (Wincenty Pol)
Szczepanowi od Nemroda ; Puszcza to wielka natury księga Niema - a mówi, kto ją duchem pyta I kto do dziejów i natury sięga Z niej tylko cząstkę tajemnic odczyta (Wincenty Pol)
Pozwolę sobie na zwrot >Kolego< bo nie czuję się na tym forum "Panem" i nie jest to absolutnie żadna przygana, bądźmy sobie bliscy i nie różnicujmy się nawzajem, bardzo o to proszę, przynajmniej wobec mojej osoby. A więc Szanowny Kolego/Koleżanko bardzo ci dziękuję za komentarz, który zawsze jest satysfakcją dla autora materiału. Nie jest ważne to, czy ktoś się z prezentowanymi tezami zgadza, czy też nie, ważne jest to, że ktoś na czyjąś pracę reaguje, czyli ją zauważa i z przykrością stwierdzam, że nie jest z tym najlepiej, a stan taki - niestety ale zniechęca do aktywności tych, którzy na publikowanie swoich materiałów się ważą. Jeżeli zaś chodzi o los odyńca, to każdy tyran musi kiedyś skończyć swoją dominację, to jest też dobre dla gatunku ze względów genetycznych, więc nie ma nad czym rozpaczać, on już swoje zrobił. Darz bór! Stary borsuk
Aż mi się szkoda zrobiło odyńca , piękne napisane , dzięki za przyjemność jaką mi Pan sprawił .
Dziękuję Koledze za uznanie i szybkość reakcji, kiedyś zamieszczę chyba "pean" na cześć byka który pewnie lekko przeholował, ale każdemu się czasem wydaje, że jest gigantem, tak bywa. Pozdrawia Cię Stary borsuk z czerniejewskich lasów. Darz bór. Szczepan
No Szczepanie !Wyborny wiersz, co się zowie zrodziłeś, czego szczerze gratuluję i bądź pewien, że tym razem nie rozbawię Ciebie... A Kolega Bartek, którego dziczek był tylko motywem, niech sobie poczyta ten pean, napisany ku czci pierwotnego mocarza naszych Kniei.