Mój pierwszy dzik! Witam serdecznie koleżanki i kolegów po strzelbie pomyślałem ze i ja opowiem wam moja przygodę jak to świeżo upieczony myśliwy spotkałem pierwszy raz dziki w moim łowisku A było to mniej więcej tak J Zacznijmy od początku moje łowisko to typowo polny obwód gdzie lasu jak na lekarstwo brak dużego zwierza ale i szkód nie ma, od paru lat koledzy myśliwi dbają jak mogą o urozmaicenie naszych pól reintrodukcja kuropatwy, bażanta no a ostatnimi czasy i zająca, Jak nam wiadomo gdzie drobnej zwierzyny sporo to i lisów tez, co dla mnie jako młodego zapaleńca to nawet nie najgorsza wiadomość … odstrzał możliwy cały rok no i nabieranie cennego doświadczenia tez bezcenne J Wiec pewnego przyjemnego dnia czerwcowego wybrałem się na polowanie jadąc droga, dokładnie przedemną musiał potrącić jakiś samochód biednego szaraczka, wiec zatrzymałem się by zobaczyć czy to dziki zając czy nasz kolczykowany wpuszczany, niestety był to dziki gach, pomyślałem ze szkoda go tak zostawić przy drodze ze jeszcze może się przydać i zwabić rudego amatora zajęczych skoków wiec zabrałem go ze sobą, miejsce polowania wybrałem przy małym lasku na ambonie która sam zrobiłem i postawiłem jako stażysta. Zająca przymocowałem do kawałka sosnowego kija i wbiłem go przy polnym rowie jakieś 90m od ambony, po 2-3 dniach czatując na mykite późnym wieczorem obserwując pole o szarówce usłyszałem trzask łamanej gałązki, ale nie dobiegał on z lasu ale od strony tego właśnie zapewne już „pachnącego zająca” spojrzałem przez lornetkę i widzę ze rudzielec ciągnie już go do rowu wiec szybko sztucer długo się nie zastanawiałem bachhhh, zakotłowało się ale lisa nie widać wiec schodzę z ambony i idę w miejsce strzału sprawdzić, drodzy myśliwi tyle farby jak bym wiadrem polał a lisa brak, ciemno się zrobiło ale z latarka Ścieszkę ucieczki widać zacząłem tropić delikwenta z zamiarem dostrzelenia, i z nosem przy zbożu, ale nalot komarów przypuścił na mnie tak zmasowany atak ze Off na moskity się szybko skończył nic mi więcej nie pozostało jak salwować się ucieczka! Jak dojechałem do domu to przywitał mnie mój Tato w drzwiach z pytaniem jak było, wiec mu po krótce opowiedziałem… i zaproponowałem ze mógł by na następny dzień jechać ze mną wcześniej, poszukamy za dnia tego lisa a potem usiądziemy na ambonie co 2 pary oczu to nie jedna J. Ojciec mój niestety nie myśliwy bo walka z CHOROBĄ jest bardzo wyczerpująca i długa już, ale pasjonat z niego wielki wiec jak usłyszał propozycje wypadu w łowisko oczy mu zabłysły i szybko odpowiedział ze jak tylko dobrze będzie się czuł to bardzo chętnie pojedzie ze mną J Na zajutrz po 19 już byliśmy w drodze, po dojechaniu przedstawiłem jeszcze raz wczorajszą sytuacje tacie i zaczęliśmy szukać denata niestety z marnym skutkiem po 20stej stwierdziłem ze dalsze szukanie nie ma sęsu idziemy usiąść na ambone może przyjdzie inny. Tak zrobiliśmy a ze opisywana wyżej ambona była taka zgrabna w sam raz idealna na jednego myśliwego w dwójkę mogło by nam być ciasno wiec Tato na własne życzenie usiadł się na podłodze z nogami na drabinie a ja się rozsiadłem na ławeczce, to ze ja miałem lepszą pozycje poskutkowało tym ze lornetkę oddałem tacie z słowami „masz na razie nie potrzebuje” i tak zaczęliśmy lustrować okolice, mój drogi tato ze niezła z niego gaduła, ciągle relacjonował mi co widzi, a to sarna wyszła , a to przepiękny koziołek się pasie , zając biega , a słyszysz ta kukułkę? I tak w kółko bez końca, po którymś razie uciszania mojego kochanego papy, w końcu nastała cisza, jedynie odgłosy przyrody. Siedząc tak w ciszy myślę sobie ze fajnie by było cos strzelić przy Tacie, wiec mowie sobie w duchu tak Świenty Hubercie mógł byś tak mi podesłać chociaż jakiegoś FUXA bym mógł cos przy tacie upolować. Długo nie trwało tak gdzieś koło 21:30 paterze a z lasu wychodzi mi jakiś amator wieczornych spacerów ale to nie lis a człowiek , wiec znów do naszego patrona śle myśl ze nie bardzo o to mi chodziło. No ale mówi się trudno, mowie do taty chyba już pozamiatane jak mi ludzie o tej porze z lasu wychodzą to już chyba nic nie upolujemy, ale co nam szkodzi posiedzimy jeszcze do zmroku, minęło kolejne pół godziny, oznajmił mnie o tym piknięciem mój zegarek. Nagle z lasu jakieś 150m od ambony wychodzą 2 dziki , patrzę oczą nie wierze pierwszy raz w tym łowisku dzika widzę odwracam się do Taty i szepce -Tata DZIKI - a tato do mnie (w ogóle nie szepcąc ) PIERD***SZ, - mowie nieeee serio dziki odwracając się chwyciłem sztucer , patrzę przez lunetę w to miejsce i widzę jak z lasu wychodzi jeszcze 4 leśnych rozbujników i równym 6 składowym wagonem biegiem przez pole , prowadząc je w celowniku widzę ze wszystkie równe przelatkowe, biorę na cel ostatniego i tak w duchu obym nie musiał w biegu strzelać, i jak na zawołanie wszystkie się zatrzymały … namiar na komorę, przyspiesznik naciągnięty i myśl w głowie jak to starzy myśliwi mi mówili ze tak strzelony dzik to nawet 200m i dalej potrafi odejść, wiec przecież ja cię szukać czarnuchu po nocy nie będę !!! To za ucho wycelowałem PACH … ogień z lufy, troszkę mnie oślepił patrzę znowu a cała załoga z powrotem do lasu ale już w 5osobowym składzie, mój leży tam gdzie stał, zapisuje ostatnie zdania testamentu, głęboki wdech i wydech odwracam się i mowie TATA LEŻY - a tata wyżej wypowiedzianym słowem PIERD***SZ, - a ja nie leży pisze testament, - a ojczulek przeładuj i weź mu popraw bo wstanie i ci ucieknie , przeładowałem wycelowałem ale widzę ze już kropkę postawił i mowie on już nie wstanie za ucho dostał , tata to dalej idziemy go patroszyć i zaczął schodzić z ambony , ja rozładowałem karabin wstałem z ławki i wtedy do mnie dotarło co się wydarzyło kolanka jak z galarety zaczęły mi tak dygotać ze opanować tego nie mogłem i drę się do taty ty idź a ja tu jeszcze posiedzę bo ustać nie mogę z emocji ….. po paru minutach adrenalina już na tyle opadła ze spokojnie mogłem zejść i obejrzeć bohatera mojej historii. Oczywiście jak to na kursie się uczyłem ostatni kęs, złom i chrzest może nie przed myśliwym robiony ale dla mnie i tak najważniejszy bo przed moim kochanym OJCEM. Dodam jeszcze ze -Pierwszy dzik w moim życiu -Pierwsza zdobycz strzelona przy ojcu -Pierwsza z tej nowej ambony która sam robiłem Waga 45kg po wypatroszeniu przelatek płci żeńskiej idealnie konsumpcyjny Podziękowania dla łaskawego św Huberta No i dla was kolegów myśliwych ze dobrnęliście z czytaniem do końca Może pisarzem nie jestem błędów pełno ale mam nadzieje ze wam się ta moja przygoda podobała J Darz Bór
Witaj, "Nemrod" doczytał do końca twoje opowiadanie i gratuluje myśliwskiego chrztu oraz ciekawej i udanej relacji, w której można wyczuć nutkę zdolności narratorskiej. Niech ci Bór darzy takie prezenty !
Wczorajszy dzień przywitał nas ładną jesienną pogodą , polowanie zbiorowe wyznaczone w podgórskim obwodzie zapowiadało się wspaniale , i takie było , jednak nie obeszło się bez kilku wpadek i mrożących krew w żyłach doznań których głównymi sprawcami były dziki. Poszedłem w pędzeniu wraz z kilkoma kolegami , z których dwóch miało broń a jeden prawo strzału podłożone psy ruszyły watahę która wiedziona przez jakąś szkoloną lochę szła wzdłuż naganki niemal nas tratując , najpierw słyszałem łoskot łamanych gałęzi i tupot dziesiątek racic , to co następnie przeszło , to był naprawdę skład ekspresu ( na zimno przy ognisku oceniliśmy na 35-40 sztuk ) , odskoczyłem za drzewo i tak stałem , kolega z lewej trzymając sztucer w garści zrobił to samo , nie mógł strzelać więc tylko liczył , wataha wyszła z miotu bez strat . Ruszyliśmy dalej , poszły piękne byki , kilka saren , i wyszedłem na linię , stojący tam kolega mówi abym wrócił o kilka metrów w lewo tam coś słyszał , cofnąłem się wraz nadchodzącym posiadaczem sztucera bez prawa strzału i weszliśmy w gęste krzaki . Był , stał sam na przeciw nas , za nim o kilkanaście metrów z tyłu gotowy do strzału myśliwy , my osłupieni wielkością tego odyńca w bezruchu , postawiony chyb , wyprężony gwizd i ten potężny oręż niczym bosaki , fukną raz drugi , i runą między nami w tył kierując się na flankę. . Tam stał starszy myśliwy , który widząc umykającego odyńca mimo jego bliskości i ogromnych rozmiarów spudłował . Gdy wyszliśmy na linię z wrażenia nawet się nie odzywaliśmy , myślałem , że tylko ja się dosłownie przestraszyłem , ale mój kolega trzymający sztucer był również ciężko przestraszony , powiedział że tak wielkiego jeszcze nie widział , no i przez kilka minut staliśmy się obiektem igraszek . Inni schodzili ze stanowisk , przyszedł również kolega strzelający w kierunku dzika , Panowie pięćdziesiąt lat poluję ale tak ogromnego odyńca nie widziałem , nie trafiłem pewnie ze strachu powiedział , nikt jakoś się nie odważył pokpiwać z doświadczonego myśliwego , ale z nas do końca , a już z kolegi mającego sztucer bez prawa strzału , że w obronie własnej mógł kłaść pojedynka itp. , starszy pan powiedział potem dobrze że nie strzelał bo mogło to się bardzo żle skończyć , a tak pozostanie przygodą .
Witam. Jako że w temacie było o tym pierwszym ja pozwolę sobie także opisać pewnie zdarzenie . Było to ni mniej ni więcej tylko 5 września 2012 (w przeddzień moich 40-stych urodzin !). Od trzech sezonów polując jako selekcjoner polowałem także na byka, ale niestety Św. Hubert w poprzednich sezonach nas nie pokierował w to samo miejsce. W tym roku także od początku sezonu z odstrzałem w kieszeni i nadzieją w sercu, w obwodzie w którym mieszkam polowałem na byka , jak na razie bez rezultatu. W tym pamiętnym dniu po rozmowie z moim dobrym kolegą Grzegorzem, i za jego namową zostawiłem samochód przy stogu, i skrajem kukurydzy powędrowałem na miejsce zasiadki które po wcześniejszym otropieniu sobie wybrałem. Jelenie bowiem ciągnęły z bagien łąką do kukurydzy na żer, i tam też miałem zamiar na nie zaczekać. Gdy dotarłem na miejsce sekatorem oczyściłem kilka roślin z liści by mieć lepszy widok i łatwiejszy strzał. Ustawiłem stołek rozglądam się dookoła i co widzę ?- nie mam pastorału! panika - został pewnie przy aucie. Cóż nie ma czasu na powrót! Siadam, jest super, widok piękna pogoda i jelenie w perspektywie. Posiedziałem może z dziesięć minut i nagle baach! noga od stołka pękła a ja znalazłam się na ziemi!. Tego już była za wiele, zdenerwowany zarzuciłem kniejówkę na ramię i pomaszerowałem dalej by usiąść na ambonie. I tak też zrobiłem. Posiedziałem znów może z pół godz może 40 minut i co widzę? z przeciwnej strony jedzie traktorem rolnik ( właściciel pola przy którym siedziałem), dojeżdża i rozpoczyna pracę. Tego się nie spodziewałem. Posiedziałem jeszcze chwilkę, zszedłem z ambony i powlokłem się w stronę auta. Po przejściu około 50 m i zerknięciu na kolejną łąkę stwierdzam że pasą się na niej trzy byki, skubiąc trawę posuwają się w stronę miejsca gdzie czyha mój połamany stołek ha ha. Szybko lornetka do oczu pierwszy - szpicer, drugi także szpicer i trzeci szóstak za daleko jednak już na strzał. Ale kątem oka z prawej strony widzę jeszcze jakiś ruch. Patrzę i oczom nie wierzę ! za tamtą trójką ciągnie czwarty byk i w dodatku jednotykowiec!!! Aż ciarki mnie przeszły! Niemożliwe! Ale jednak jest i popasa się jakieś 60-70 metrów ode mnie. Szybka decyzja, kniejówka w drżące ręce, krzyż na kark ale jak go w niego złapać kiedy moje ciało jak galareta, lecz wreszcie uspokoiłem się- strzał ! i CISZA ! I nic się nie dzieje, rolnik monotonnie orze pole, ptaki śpiewają, byka nie ma, może mi się tylko zdawało? posiedziałem pod drzewem z 15 minut, latarka w rękę ( zrobiło już się szarawo) i idę i świecę i patrzę a na łące w świetle latarki świecą się jakieś oczka , wtedy zgłupiałem. Okazało się że to zając za leżącym bykiem stanął słupka i przyglądał się nieświadom tego co się stało. Wreszcie znalazłem! Leżał tak jak stał po strzale na kark,pierwszy byk w życiu- staśmiony dziesiątak bez prawej tyki, i bez lewego badyla czego przed strzałem nie widziałem. Lepszego prezentu na 40-urodziny nie mogłem sobie wymarzyć. W skupie 108 kg, wiek około 8-9 lat. Dziękuję Św. Hubercie. DB
,,Szamanka" zanim nazwiesz myśliwych mordercami przeczytaj coś na ich temat na temat tego co robią dowiedz się na czym to polega i wtedy się wypowiedz bo myślistwo to nie tylko jak ty to nazywasz zabijanie to przede wszystkim dokarmianie utrzymywanie stanu zwierzyny odstrzelanie chorych i słabych osobników aby nie zagrażały populacji
Szamanka wie... szamanka prawdę Ci powie...bo szamanka wie i koniec kropka. Nie zamierzam polemizować z Panią Szamaknką. Ona nie wyraziła żadnych chęci aby chociaż w minimalnym stopniu dowiedziec się czegoś więcej o świecie łowiectwa. Po prostu oceniła Nas bo tak uważa i nie chce tego zmieniać. Tak jej wygodniej mimo, że sama ma kompleksy życiowe i nie lubi kiedy ją ktoś ocenia dlatego wali prosto z mostu po prostacku, pisze to jak myśli jej główka. Nie edukuje się w tej kwestii bo i po co skoro Ona wie jest Szamanką przecież. Szkoda zdrowia na przypadki eznadziejne. DB
Mój pierwszy dzik! Witam serdecznie koleżanki i kolegów po strzelbie pomyślałem ze i ja opowiem wam moja przygodę jak to świeżo upieczony myśliwy spotkałem pierwszy raz dziki w moim łowisku A było to mniej więcej tak J Zacznijmy od początku moje łowisko to typowo polny obwód gdzie lasu jak na lekarstwo brak dużego zwierza ale i szkód nie ma, od paru lat koledzy myśliwi dbają jak mogą o urozmaicenie naszych pól reintrodukcja kuropatwy, bażanta no a ostatnimi czasy i zająca, Jak nam wiadomo gdzie drobnej zwierzyny sporo to i lisów tez, co dla mnie jako młodego zapaleńca to nawet nie najgorsza wiadomość … odstrzał możliwy cały rok no i nabieranie cennego doświadczenia tez bezcenne J Wiec pewnego przyjemnego dnia czerwcowego wybrałem się na polowanie jadąc droga, dokładnie przedemną musiał potrącić jakiś samochód biednego szaraczka, wiec zatrzymałem się by zobaczyć czy to dziki zając czy nasz kolczykowany wpuszczany, niestety był to dziki gach, pomyślałem ze szkoda go tak zostawić przy drodze ze jeszcze może się przydać i zwabić rudego amatora zajęczych skoków wiec zabrałem go ze sobą, miejsce polowania wybrałem przy małym lasku na ambonie która sam zrobiłem i postawiłem jako stażysta. Zająca przymocowałem do kawałka sosnowego kija i wbiłem go przy polnym rowie jakieś 90m od ambony, po 2-3 dniach czatując na mykite późnym wieczorem obserwując pole o szarówce usłyszałem trzask łamanej gałązki, ale nie dobiegał on z lasu ale od strony tego właśnie zapewne już „pachnącego zająca” spojrzałem przez lornetkę i widzę ze rudzielec ciągnie już go do rowu wiec szybko sztucer długo się nie zastanawiałem bachhhh, zakotłowało się ale lisa nie widać wiec schodzę z ambony i idę w miejsce strzału sprawdzić, drodzy myśliwi tyle farby jak bym wiadrem polał a lisa brak, ciemno się zrobiło ale z latarka Ścieszkę ucieczki widać zacząłem tropić delikwenta z zamiarem dostrzelenia, i z nosem przy zbożu, ale nalot komarów przypuścił na mnie tak zmasowany atak ze Off na moskity się szybko skończył nic mi więcej nie pozostało jak salwować się ucieczka! Jak dojechałem do domu to przywitał mnie mój Tato w drzwiach z pytaniem jak było, wiec mu po krótce opowiedziałem… i zaproponowałem ze mógł by na następny dzień jechać ze mną wcześniej, poszukamy za dnia tego lisa a potem usiądziemy na ambonie co 2 pary oczu to nie jedna J. Ojciec mój niestety nie myśliwy bo walka z CHOROBĄ jest bardzo wyczerpująca i długa już, ale pasjonat z niego wielki wiec jak usłyszał propozycje wypadu w łowisko oczy mu zabłysły i szybko odpowiedział ze jak tylko dobrze będzie się czuł to bardzo chętnie pojedzie ze mną J Na zajutrz po 19 już byliśmy w drodze, po dojechaniu przedstawiłem jeszcze raz wczorajszą sytuacje tacie i zaczęliśmy szukać denata niestety z marnym skutkiem po 20stej stwierdziłem ze dalsze szukanie nie ma sęsu idziemy usiąść na ambone może przyjdzie inny. Tak zrobiliśmy a ze opisywana wyżej ambona była taka zgrabna w sam raz idealna na jednego myśliwego w dwójkę mogło by nam być ciasno wiec Tato na własne życzenie usiadł się na podłodze z nogami na drabinie a ja się rozsiadłem na ławeczce, to ze ja miałem lepszą pozycje poskutkowało tym ze lornetkę oddałem tacie z słowami „masz na razie nie potrzebuje” i tak zaczęliśmy lustrować okolice, mój drogi tato ze niezła z niego gaduła, ciągle relacjonował mi co widzi, a to sarna wyszła , a to przepiękny koziołek się pasie , zając biega , a słyszysz ta kukułkę? I tak w kółko bez końca, po którymś razie uciszania mojego kochanego papy, w końcu nastała cisza, jedynie odgłosy przyrody. Siedząc tak w ciszy myślę sobie ze fajnie by było cos strzelić przy Tacie, wiec mowie sobie w duchu tak Świenty Hubercie mógł byś tak mi podesłać chociaż jakiegoś FUXA bym mógł cos przy tacie upolować. Długo nie trwało tak gdzieś koło 21:30 paterze a z lasu wychodzi mi jakiś amator wieczornych spacerów ale to nie lis a człowiek , wiec znów do naszego patrona śle myśl ze nie bardzo o to mi chodziło. No ale mówi się trudno, mowie do taty chyba już pozamiatane jak mi ludzie o tej porze z lasu wychodzą to już chyba nic nie upolujemy, ale co nam szkodzi posiedzimy jeszcze do zmroku, minęło kolejne pół godziny, oznajmił mnie o tym piknięciem mój zegarek. Nagle z lasu jakieś 150m od ambony wychodzą 2 dziki , patrzę oczą nie wierze pierwszy raz w tym łowisku dzika widzę odwracam się do Taty i szepce -Tata DZIKI - a tato do mnie (w ogóle nie szepcąc ) PIERD***SZ, - mowie nieeee serio dziki odwracając się chwyciłem sztucer , patrzę przez lunetę w to miejsce i widzę jak z lasu wychodzi jeszcze 4 leśnych rozbujników i równym 6 składowym wagonem biegiem przez pole , prowadząc je w celowniku widzę ze wszystkie równe przelatkowe, biorę na cel ostatniego i tak w duchu obym nie musiał w biegu strzelać, i jak na zawołanie wszystkie się zatrzymały … namiar na komorę, przyspiesznik naciągnięty i myśl w głowie jak to starzy myśliwi mi mówili ze tak strzelony dzik to nawet 200m i dalej potrafi odejść, wiec przecież ja cię szukać czarnuchu po nocy nie będę !!! To za ucho wycelowałem PACH … ogień z lufy, troszkę mnie oślepił patrzę znowu a cała załoga z powrotem do lasu ale już w 5osobowym składzie, mój leży tam gdzie stał, zapisuje ostatnie zdania testamentu, głęboki wdech i wydech odwracam się i mowie TATA LEŻY - a tata wyżej wypowiedzianym słowem PIERD***SZ, - a ja nie leży pisze testament, - a ojczulek przeładuj i weź mu popraw bo wstanie i ci ucieknie , przeładowałem wycelowałem ale widzę ze już kropkę postawił i mowie on już nie wstanie za ucho dostał , tata to dalej idziemy go patroszyć i zaczął schodzić z ambony , ja rozładowałem karabin wstałem z ławki i wtedy do mnie dotarło co się wydarzyło kolanka jak z galarety zaczęły mi tak dygotać ze opanować tego nie mogłem i drę się do taty ty idź a ja tu jeszcze posiedzę bo ustać nie mogę z emocji ….. po paru minutach adrenalina już na tyle opadła ze spokojnie mogłem zejść i obejrzeć bohatera mojej historii. Oczywiście jak to na kursie się uczyłem ostatni kęs, złom i chrzest może nie przed myśliwym robiony ale dla mnie i tak najważniejszy bo przed moim kochanym OJCEM. Dodam jeszcze ze -Pierwszy dzik w moim życiu -Pierwsza zdobycz strzelona przy ojcu -Pierwsza z tej nowej ambony która sam robiłem Waga 45kg po wypatroszeniu przelatek płci żeńskiej idealnie konsumpcyjny Podziękowania dla łaskawego św Huberta No i dla was kolegów myśliwych ze dobrnęliście z czytaniem do końca Może pisarzem nie jestem błędów pełno ale mam nadzieje ze wam się ta moja przygoda podobała J Darz Bór
Ciekawa najważniejsze ,że wszystko się dobrze skończyło. Gratulacje i Darz Bór.
Witaj, "Nemrod" doczytał do końca twoje opowiadanie i gratuluje myśliwskiego chrztu oraz ciekawej i udanej relacji, w której można wyczuć nutkę zdolności narratorskiej. Niech ci Bór darzy takie prezenty !
cieszę się że wam się podobało
Fajne , masz polot , opisuj i inne zdarzenia .
Bardzo ciekawe opowiadanie :) Masz patent do pisania tego typu tekstów ;)Niech Bór Darzy Kolegę tymi Dziczkami ;)
Gratuluje."Darz Bór"
Gratki! Fajnie się czytało! DB :)
Szczerze gratuluję:) Darz Bór
fajnie ze Wam sie podobało jak będę miał chwile to napisze część dalszą :)
fajny artykuł, ciekawie napisany, miło sie czytało. Darz Bór :)
Witam. Mam pytanie: czy koło LIS BOJANOWO ma swoją stronkę www DB
Piekna opowiesc zakonczona happy-endem, zyczyloby sie wszystkim mysliwym takiej przygody. Darz Bor.
Nic ująć, nic doda - prosto z serca - Brawo!
gratulacje kolego i jeszcze tylko pozazdrościć ojca który cię wspiera w myśliwskiej pasji pozdrawiam darz bór
Wczorajszy dzień przywitał nas ładną jesienną pogodą , polowanie zbiorowe wyznaczone w podgórskim obwodzie zapowiadało się wspaniale , i takie było , jednak nie obeszło się bez kilku wpadek i mrożących krew w żyłach doznań których głównymi sprawcami były dziki. Poszedłem w pędzeniu wraz z kilkoma kolegami , z których dwóch miało broń a jeden prawo strzału podłożone psy ruszyły watahę która wiedziona przez jakąś szkoloną lochę szła wzdłuż naganki niemal nas tratując , najpierw słyszałem łoskot łamanych gałęzi i tupot dziesiątek racic , to co następnie przeszło , to był naprawdę skład ekspresu ( na zimno przy ognisku oceniliśmy na 35-40 sztuk ) , odskoczyłem za drzewo i tak stałem , kolega z lewej trzymając sztucer w garści zrobił to samo , nie mógł strzelać więc tylko liczył , wataha wyszła z miotu bez strat . Ruszyliśmy dalej , poszły piękne byki , kilka saren , i wyszedłem na linię , stojący tam kolega mówi abym wrócił o kilka metrów w lewo tam coś słyszał , cofnąłem się wraz nadchodzącym posiadaczem sztucera bez prawa strzału i weszliśmy w gęste krzaki . Był , stał sam na przeciw nas , za nim o kilkanaście metrów z tyłu gotowy do strzału myśliwy , my osłupieni wielkością tego odyńca w bezruchu , postawiony chyb , wyprężony gwizd i ten potężny oręż niczym bosaki , fukną raz drugi , i runą między nami w tył kierując się na flankę. . Tam stał starszy myśliwy , który widząc umykającego odyńca mimo jego bliskości i ogromnych rozmiarów spudłował . Gdy wyszliśmy na linię z wrażenia nawet się nie odzywaliśmy , myślałem , że tylko ja się dosłownie przestraszyłem , ale mój kolega trzymający sztucer był również ciężko przestraszony , powiedział że tak wielkiego jeszcze nie widział , no i przez kilka minut staliśmy się obiektem igraszek . Inni schodzili ze stanowisk , przyszedł również kolega strzelający w kierunku dzika , Panowie pięćdziesiąt lat poluję ale tak ogromnego odyńca nie widziałem , nie trafiłem pewnie ze strachu powiedział , nikt jakoś się nie odważył pokpiwać z doświadczonego myśliwego , ale z nas do końca , a już z kolegi mającego sztucer bez prawa strzału , że w obronie własnej mógł kłaść pojedynka itp. , starszy pan powiedział potem dobrze że nie strzelał bo mogło to się bardzo żle skończyć , a tak pozostanie przygodą .
z tego co wiem koło nie ma jeszcze strony ale planuje zrobić jakąś strunę ale muszę mieć do tego tzw wenę twórczą
Gratuluję, tego pierwszego się zapamięta na zawsze! DB
Witam. Jako że w temacie było o tym pierwszym ja pozwolę sobie także opisać pewnie zdarzenie . Było to ni mniej ni więcej tylko 5 września 2012 (w przeddzień moich 40-stych urodzin !). Od trzech sezonów polując jako selekcjoner polowałem także na byka, ale niestety Św. Hubert w poprzednich sezonach nas nie pokierował w to samo miejsce. W tym roku także od początku sezonu z odstrzałem w kieszeni i nadzieją w sercu, w obwodzie w którym mieszkam polowałem na byka , jak na razie bez rezultatu. W tym pamiętnym dniu po rozmowie z moim dobrym kolegą Grzegorzem, i za jego namową zostawiłem samochód przy stogu, i skrajem kukurydzy powędrowałem na miejsce zasiadki które po wcześniejszym otropieniu sobie wybrałem. Jelenie bowiem ciągnęły z bagien łąką do kukurydzy na żer, i tam też miałem zamiar na nie zaczekać. Gdy dotarłem na miejsce sekatorem oczyściłem kilka roślin z liści by mieć lepszy widok i łatwiejszy strzał. Ustawiłem stołek rozglądam się dookoła i co widzę ?- nie mam pastorału! panika - został pewnie przy aucie. Cóż nie ma czasu na powrót! Siadam, jest super, widok piękna pogoda i jelenie w perspektywie. Posiedziałem może z dziesięć minut i nagle baach! noga od stołka pękła a ja znalazłam się na ziemi!. Tego już była za wiele, zdenerwowany zarzuciłem kniejówkę na ramię i pomaszerowałem dalej by usiąść na ambonie. I tak też zrobiłem. Posiedziałem znów może z pół godz może 40 minut i co widzę? z przeciwnej strony jedzie traktorem rolnik ( właściciel pola przy którym siedziałem), dojeżdża i rozpoczyna pracę. Tego się nie spodziewałem. Posiedziałem jeszcze chwilkę, zszedłem z ambony i powlokłem się w stronę auta. Po przejściu około 50 m i zerknięciu na kolejną łąkę stwierdzam że pasą się na niej trzy byki, skubiąc trawę posuwają się w stronę miejsca gdzie czyha mój połamany stołek ha ha. Szybko lornetka do oczu pierwszy - szpicer, drugi także szpicer i trzeci szóstak za daleko jednak już na strzał. Ale kątem oka z prawej strony widzę jeszcze jakiś ruch. Patrzę i oczom nie wierzę ! za tamtą trójką ciągnie czwarty byk i w dodatku jednotykowiec!!! Aż ciarki mnie przeszły! Niemożliwe! Ale jednak jest i popasa się jakieś 60-70 metrów ode mnie. Szybka decyzja, kniejówka w drżące ręce, krzyż na kark ale jak go w niego złapać kiedy moje ciało jak galareta, lecz wreszcie uspokoiłem się- strzał ! i CISZA ! I nic się nie dzieje, rolnik monotonnie orze pole, ptaki śpiewają, byka nie ma, może mi się tylko zdawało? posiedziałem pod drzewem z 15 minut, latarka w rękę ( zrobiło już się szarawo) i idę i świecę i patrzę a na łące w świetle latarki świecą się jakieś oczka , wtedy zgłupiałem. Okazało się że to zając za leżącym bykiem stanął słupka i przyglądał się nieświadom tego co się stało. Wreszcie znalazłem! Leżał tak jak stał po strzale na kark,pierwszy byk w życiu- staśmiony dziesiątak bez prawej tyki, i bez lewego badyla czego przed strzałem nie widziałem. Lepszego prezentu na 40-urodziny nie mogłem sobie wymarzyć. W skupie 108 kg, wiek około 8-9 lat. Dziękuję Św. Hubercie. DB
Fajnie tak zarżnąć BEZBRONNE zwierze co? To musi być genialne, zabić dzika, bez potrzeby, a potem oderwać mu łeb i powiesić na ścianie nie? Morderca.
,,Szamanka" zanim nazwiesz myśliwych mordercami przeczytaj coś na ich temat na temat tego co robią dowiedz się na czym to polega i wtedy się wypowiedz bo myślistwo to nie tylko jak ty to nazywasz zabijanie to przede wszystkim dokarmianie utrzymywanie stanu zwierzyny odstrzelanie chorych i słabych osobników aby nie zagrażały populacji
Szamanka wie... szamanka prawdę Ci powie...bo szamanka wie i koniec kropka. Nie zamierzam polemizować z Panią Szamaknką. Ona nie wyraziła żadnych chęci aby chociaż w minimalnym stopniu dowiedziec się czegoś więcej o świecie łowiectwa. Po prostu oceniła Nas bo tak uważa i nie chce tego zmieniać. Tak jej wygodniej mimo, że sama ma kompleksy życiowe i nie lubi kiedy ją ktoś ocenia dlatego wali prosto z mostu po prostacku, pisze to jak myśli jej główka. Nie edukuje się w tej kwestii bo i po co skoro Ona wie jest Szamanką przecież. Szkoda zdrowia na przypadki eznadziejne. DB