
Obierając powyższy tytuł do tego artykułu, miałem na myśli konkretny teleturniej emitowany przez TVP, w którym dobrą odpowiedzią nie jest to, co za prawidłowe uznaje prawo i nauka tylko to, ile obiegowych opinii o sprawie uzyskał jego organizator. Jednym słowem premiuje się to, co o danym problemie czy wydarzeniu, głosi tzw. wieść gminna. W telewizyjnym „teledurnieju” może to być nawet zabawne, w życiu realnym, jest to po prostu głupie...
Na wstępie przepraszam każdego, kto sobie pomyśli, że jestem autorem jednego tematu, czyli jakimś tam nawiedzonym bubkiem, który cierpi na nieuleczalne fixum dyrdum związane z łowiectwem, bo o tym raz jeszcze chcę dzisiaj napisać. O porównywaniu łowiectwa do rytualnego mordowania krów i baranów pisałem bowiem niedawno i pewnie by wystarczyło, ale jak raz wczoraj, usłyszałem z ust popularnego dziennikarza prowadzącego program „Tak jest”, że Sejm powinien zakazać zabijania dzikich zwierząt w Polsce dlatego, że „jest to zupełnie niepotrzebne”.
Autor tej wypowiedzi zobowiązał też swojego gościa, posła Halickiego, przeciwnika rytualnego rzezania rogacizny do tego, aby ten złożył do marszałkowskiej laski odpowiedni projekt, inaczej to stanie się on niewiarygodny, czyli obłudny. Gratuluję panu Morozowskiemu fantazji i przypominam, że obecnie łowiectwo w Polsce funkcjonuje na podstawie Ustawy Łowieckiej z 1995 roku, a jej ostatnia aktualizacja miała miejsce zaledwie parę miesięcy temu, bo piątego czerwca 2013 roku i nie jest ona wynikiem zmaterializowania się jakichś morderczych instynktów sejmowej większości, tylko trzeźwym spojrzeniem rozsądnych ludzi odnoszących się do potrzeb społecznych tego państwa.
Idąc tropem wspaniałego myślenia red. Morozowskiego i spółki, trzeba by też oczywiście zakazać tępienia szczurów i wszelkiego szkodliwego robactwa, bo doprawdy nie wiem, co miało by być kryterium odróżniającym, chyba tylko rozmiar szkodnika i wielkość wyrządzanych szkód.
Zapewniam, że w tym rankingu zwierzyna leśna nie jest bez szans... Łowiectwo w Polsce i innych cywilizowanych krajach (szczególnie zaś tych, gdzie gęstość zaludnienia jest relatywnie duża i gdzie nie ma „ziemi niczyjej”) jest uprawiane raczej z potrzeby, niż z wyimaginowanej przez pięknoduchów fanaberii przypisywanej tym, którzy społecznie i własnym kosztem wykonują to, co w przeciwnym wypadku musiało by przejąć państwo.
Problem jednak w tym (oprócz kosztów takiej operacji) że knieja i pole to nie zakład pracy lub biuro, tutaj niczego się nie wskóra poleceniem ani rozkazem, tutaj trzeba wykazać się dużą wiedzą uzyskaną z doświadczenia, oraz pasją. Trzeba też nastawić się na zmianę rozkładu dnia i nocy. Polowanie odbywa się z reguły wtedy, gdy przeciętny Kowalski smacznie śpi. Świeże bułki w supermarkecie kupi sobie rano - same tam przylecą i same urosną na polu, bo dzik ich przecież tam nie zje!
Swoje spojrzenie na tzw. problem łowiecki, uważam za trzeźwy i w jednym się z przeciwnikami jego istnienia zgadzam. Dużego zastanowienia wymaga dzisiaj stosunek do polowania na ptactwo i zwierzynę drobną. Wiele rozsądnych kroków w tym kierunku wymusiło wprawdzie samo życie, ale zgadzam się, że wiele jest tutaj jeszcze do zrobienia i czym to stanie się szybciej, tym lepiej dla przyrody i myśliwych. Próby ingerowania zaś w politykę związaną z wysoką wciąż populacją zwierzyny grubej, są pozbawione wszelkich podstaw logicznych i nie wytrzymują krytyki.
Człowiek jest też - i tylko, jednym z konkurujących o przestrzeń życiową gatunków i jeżeli uznaje, że ma prawo żyć, to musi sobie warunki do tej egzystencji zapewnić. Innej opcji logicznej po prostu nie ma i wszelkie dywagacje podważające ten paradygmat, są naiwnym kombinowaniem skazanym na porażkę.
Szczepan Kropaczewski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Witaj Kolego! Morozowski na pewno ten sam, ale on chyba nie profesor, a dzisiaj jak nic w tej samej telewizji widziałem prawdziwego profesora, który też zażądał zakazu polowań! Teledurniej więc ma się dobrze. Jedna uwaga techniczna, rok chyba nie ten. Tego to pewnie nie dożyjemy. Darz bór!
Tytuł kol. Szczepanie kapitalny i odzwierciedlający rzeczywistość. Ani nawiedzonym, ani bubkiem nie jesteś, to twój kolejny artykuł, jak przeczytałem, jest o bubkach właśnie. Nie wiem, czy nie pomyliłeś, ale Morozowski jest z TVN, to skandalista z „Teraz My”. Zaś, fixum dyrdum- potocznie znaczy głupawka, występuje u bardzo wielu młodych, zmęczonych osobników ludzkich, którzy się parają wizją zmiany świata, tego przyrodniczego też, w ich mniemaniu. F. d. jest też w postaci motywacyjnej, choć już rzadziej, o czym trzeba też wiedzieć. Szkoda, że Morozowskiemu w 2080 r. odmówili paszportu, nie miałby okazji straszyć polskich Ministrów. Szczepanie, śledź i pisz nam o tym, co nas myśliwych i łowiectwa tyczy. Pozdrawiam.