Dionizy Kowalski, co był referentem, chcąc podnieść swój prestiż hrabiowskim akcentem kupił sobie flintę – angielską kniejówkę. Starzy, na ten wygłup poświęcili krówkę… Wiedzieli już bowiem od synalka kmiecie, że flinty angielskie – najlepsze na świecie! Nie godzi się przecież imć referentowi uchybić godności, no i fasonowi, który dla nemrodów ma wartość szczególną. Wiedzę o łowiectwie miał ci on ogólną, choć strzelcem był niezłym…na miejskiej strzelnicy! „Mieszczuch” całą gębą - odwykł od kłonicy i rzutki na skicie rąbał jak makaron. Strzelec, owszem dobry – myśliwy - fanfaron! Waląc do asfaltu wciąż czekał tej chwili, gdy sezon łowiecki mu sport ten umili a knieja swą dzikość tajemną otworzy. Oj! czeka cię lesie istny dopust boży! A oto i kniei forpoczty zielone. Sosny – parasolki i brzozy bielone obok zagajnika przepastnych czeluści, coś tam musi siedzieć…no przecież! A juści! Pędzi jakaś stwora śród świerkowych grządek! Emocja mu nieco... ścisnęła żołądek i okrzyk się wyrwał – „daj!” – jak na strzelnicy tu cyngiel pociągnął, dał ulgę rusznicy. Angielska pijawka śrut sypała równo… Może to odyniec?... Nie - to jakieś g...o! Referent Dionizy poskrobał się w pólik pod krzaczkiem świerczyny leżał dziki królik… Powiesił Kowalski niecnotę na pasku i uznał, że małe są zwierzątka w lasku. Duże, zatem siedzą kędy las prawdziwy... Tak myśli - kto głupi, lecz sukcesu chciwy i szuka odyńca śród stuletnich bali. O! Jakiś kształt szary przesunął się w dali… chyba to odyniec buchtujący ściółkę. Trafić taką górę, to jak łyknąć bułkę! Syknęła jak żmija półpłaszczowa kula. Śmierć leciała przodem - dziś sobie pohula! Biegnie już Dionizy po swoje trofeum, a cóż to cholera?! To jakieś muzeum! Koszyczek i mieszek, obok jakieś szyszki, kosmyk siwych włosów, jak na plecach myszki tudzież jakaś płachta, jak turban Araba… Ależ oczywiście…to jest DZIKA BABA!!!
Komentarze opinie