
Magia myśliwska część II - Jak się ustrzec pecha?
W kolejnej części rozważań na temat myśliwskich przesądów i czarów zajmiemy się tymi rzeczami, które na myśliwego mogą sprowadzić pecha i niepowodzenie. Na myśliwego czyha bowiem bardzo wiele niebezpieczeństw, które mogą skutecznie pozbawić go zdobyczy. Jak się nie dać? Oto, czego bezwzględnie musimy się wystrzegać, wybierając się na łowy!
Już ubierając się na polowanie należy, nawet wczesnym rankiem, zachować przytomność i ostrożność, by przypadkiem jakaś część naszej garderoby nie znalazła się na naszym ciele odwrócona "na lewą stronę". Niechybnego pecha przyniesie także przypadkowe wsunięcie prawej stopy do lewego buta, i odwrotnie też. Musimy pakować się bardzo uważnie, aby niczego z domu nie zapomnieć - bardzo ważną zasadą jest, aby myśliwy po wyjściu z domu nie wracał do niego po zapomniane rzeczy, nawet gdyby miała być to amunicja, lub sama strzelba! Bardziej przesądni wierzą nawet, że samo spoglądanie w kierunku domu źle wróży i radzą, nie oglądać się za siebie wyjeżdżając na polowanie. Warto za to zwrócić uwagę na naszego psa i sposób, w jaki będzie załatwiał swoją fizjologiczną potrzebę - jeśli zrobi to zadem do nas, a więc "na torbę", szanse na trofeum wzrastają. Jeśli natomiast zadem odwróci się "na puste pole", to i nasza torba pozostanie pusta.
Skoro już wyruszyliśmy, módlmy się do św. Huberta, by na naszej drodze nie postawił jakiejś starszej pani, a zwłaszcza zakonnicy! Wtedy pech murowany. Lepiej też nie natknąć się na księdza, chyba, że na porannej mszy w kościele. Podobnie źle wróżą puste wiadra lub naczynia zobaczone gdzieś po drodze - tak samo puste pozostaną w tym dniu nasze troki. Pecha przynosi również spotkanie po drodze sztuki zwierzyny, na którą się akurat wybieramy, zwłaszcza zająca. Zając zaś, który przebiegnie naszą drogę, sprowadza takiego samego pecha jak, tradycyjny już, czarny kot.
Możemy na swej drodze spotkać też złośliwych, zawistnych "kolegów", którzy będą usiłowali sprowadzić na nas pecha. I tak, do najstarszych metod, do jakich złośliwcy się uciekają, należy odwrócenie pierwszego napotkanego na drodze kamienia do góry "nogami" - wtedy pewne, że w trakcie polowania żaden myśliwy nic nie pozyska. Musimy uważać też na lufy swej broni, gdyż jeśli ktoś włoży do nich niepostrzeżenie palce, nic tego dnia nie upolujemy. (O sposobach zauroczenia i odczyniania broni postaram się napisać w przyszłości, gdyż jest to temat bardzo obszerny.)
W wielu regionach przyjętą zasadą jest puszczanie bez strzału pierwszej sztuki zwierzyny, na którą właśnie rozpoczął się sezon. Ustrzelenie takiej ma przynosić pecha przez cały okres polowań na dany gatunek. Inne regiony kategorycznie zakazują strzelania do albinosa, obojętnie jakiego gatunku, gdyż to podobno ma przynosić ogromnego pecha w całej karierze łowieckiej.
Jeśli już podarzyło nam się i zwierz leży ubity, nie powinniśmy spoczywać na laurach, gdyż niefart w następnych łowach może przynieść nam patroszenie zdobyczy z podwiniętymi rękawami. W domyśle, doświadczony Nemrod miał dochodzić do takiej wprawy, by w trakcie patroszenia nie powalać sobie farbą rękawów, ale też takie zachowanie miało świadczyć o oddaniu dla pasji łowieckiej o odróżniać myśliwego od rzeźnika, dla którego ważniejsza jest czysta koszula, niż polowanie. Faktycznie zaś przesąd ten świadczy raczej o wielkiej wyrozumiałości żon i matek myśliwych, które dopierały dowody triumfu swych "chłopców".
Nie bez znaczenia jest dzień, w którym polujemy. Stare przysłowie, poparte doświadczeniami wielu Kolegów, mówi, że "kto w święto poluje, diabłu usługuje". Do najważniejszych świąt, w czasie których nie wolno polować, należy Boże Narodzenie i Niedziela Wielkanocna. Wielu myśliwych powstrzymuje się jednak od łowów w Boże Ciało, Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. Polowanie w te dni wróżyło pecha i nieszczęście nie tylko w łowach, ale też w pozałowieckiej działalności, jako karę za nieuszanowanie świętego dnia.
Niedowiarki, słysząc te przesądy po spudłowanym strzale, patrzą na głoszących je Kolegów z politowaniem i traktując je jak wymówkę pod nosem mruczą: "złej baletnicy, to i rąbek od spódnicy przeszkadza". A my, "wierzący i praktykujący", zawsze mamy na kogo zwalić winę za swe niepowodzenia - a to sąsiad, co życzył powodzenia, a to stara baba po drodze, a to znów przebiegający drogę zając. Bo przecież żaden z doborowych strzelców nie pudłuje ot tak sobie!
Darz Bór!
P.S. O kobietach i wywoływanym przez Kolegów przy poprzednim wpisie "kolanku" będzie już za tydzień! ;)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Piokub - a ja o tej zasadzie wcześniej nie słyszałam! Wiele jest regionalizmów, niektóre rzeczy sami Koledzy tworzą i stosują a inni od nich zapożyczają - i tak się tworzy tradycja :) Nemrod - ja już nie w Krakowie, choć duchem bardzo często, a ciałem od czasu do czasu. Pod ZO podlegam krakowski, w Kole jestem krakowskim, ale tereny byłego tarnowskiego obecnie okupuję ;) Dziękuję za pozdrowienia i również przesyłam gorące, pomimo chłodnej aury! DB!
A ja tak sobie myślę dlaczego czasem nie wychodzi a to wszystko przez to iż o niektórych przesądach nie wiedziałem a do innych nie stosowałem się mimo że ktoś kiedyś mi o tym mówił a może warto zacząć stosować w pratyce. O przysłowiu "jak idziesz na grubego zwierza nie strzelaj do pierza"słyszałem dawno i mimo zachowania zasady bywa różnie pozdrawiam.
Miło mi było to było wszystko przeczytać i zaprawdę nie wiedziałem, aż o tylu przesądach, czyhających na biednego myśliwego. Gratuluje serdecznie takiego zbieractwa dla bogatej historii polskiego myślistwa. Zaś, co dotyczy patroszenia zwierzyny, co już było na tym portalu, to pragnę poinformować poza tym przesądem, że nie pomazanie siebie farbą przy patroszeniu, jest wysokim kunsztem umiejętności i sprawności myśliwego. Taki spec, wypatroszy zwierzynę bez kropli farby i kropli wody o suchych dłoniach. Pozdrawiam miło Kol. Dajrote, a przy okazji i Mój Kraków !
Uch! jakby człowiek wiedział wcześniej, ile to zły los pułapek będzie nań zastawiał, to by się głębiej nad tą polowaczką zastanowił... A tak, to na starość trza się dookoła pilnie rozglądać coby niefart omijać. Serdecznie pozdrawiam Autorkę i dziękuję za światłe przestrogi.
bardzo nie mogę doczekać się informacji o "odczarowaniu" włożonych palców do luf, temat "kolanka" brzmi również bardzo interesująco, oby tydzień szybko minął