Reklama

Od Sasa do lasa, czyli pełzająca maszyna czasu

Rzecz będzie raczej o „lasie” niż o Sasie, ale rozpiętość tematu oraz historia, łączą elementy obranego tytułu. 

Czas, jest trudnym do pojęcia wektorem naszych odniesień do otaczającej nas rzeczywistości, ta zaś, zawsze jest tylko chwilą w jego odwiecznym trwaniu. Czym wobec niego jest całe istnienie człowieka jako gatunku, o życiu pojedynczego blogera pisującego swoje teksty w internecie nie wspominając – pewnie niczym, ale cóż, poruszamy się i jesteśmy w realu i do niego zamierzam się tutaj odnieść. 

Każdy, kto żyje w mieście widzi, jak zmienia się jego wygląd. Rzecz w tym, że miasto, a nawet współczesna wieś, są sztucznymi wytworami tzw. kultury technicznej i coraz mniej wspólnego mają z naturą która nas wydała i która prędzej czy później nas wszystkich zje. Ja, mieszkam w maleńkim mieście, ale w przysłowiowym lesie, bywam codziennie i chcę Państwu właśnie powiedzieć, jakie drastyczne zmiany tam zauważyłem podczas jakże krótkiej chwili swojego istnienia.

Tu chciałem zauważyć, że moje subiektywne wrażenia ograniczę do wniosków wypływających z obserwacji tego, co biega i lata, czyli do fauny. Popularny artysta, Stanisław Sojka śpiewał kiedyś, że „są na tym świecie rzeczy, są (...) których nie można kupić” Z pewnością są, są i takie zjawiska, których ani nie potrafimy zrozumieć, ani też wpływu na nie nie mamy wielkiego.

Oczywiście, że wszystko o czym piszę, odnosi się do obranego tematu. Jakże więc trudno dzisiaj zobaczyć popularnego do niedawna zajączka którym gardził Wojski, uznając go za pozbawionego kłów i pazurów pachołka, równie trudno o kuropatwę, a nawet o popularną „gapę”, której do niedawna było pełne powietrze, to wszystko prawda, ale czy jest aż tak źle?

Ocena źle i dobrze jest oczywiście i jedynie cenzurką czysto ludzką i w dalszej części mojego felietonu odniosę się przynajmniej do jednego takiego kontrowersyjnego ananasa., który ma się całkiem dobrze. Prawdę mówiąc, to nie tylko on, chuligan i psot, słowem, jakże sympatyczny z pyska bóbr, którego wszędzie dzisiaj pełno, a przecież powrócił do nas tak niedawno. Drugim gatunkiem rodzimym, który stał się dzisiaj powszechnym ptakiem lęgowym w naszych lasach, jest dostojny żuraw.

Bobra i żurawia zobaczyć może każdy i wszędzie, tego pierwszego, to widziałem parę dni temu w samym sercu mojego miasta, gdzie przypuszczalnie zabłądził w poszukiwaniu odpowiedniego dla siebie siedliska, ale jest jeszcze jeden gatunek, który wyraźnie jest w ofensywie, a którego kiedyś nie było tutaj wcale, czarny bocian zwany też hajstrą. Z przyjemnością mogę więc tutaj stwierdzić, że w ubiegłym roku odkryłem przypadkowo gniazdo tego tajemniczego i otoczonego szczególną ochroną ptaka i że para które je założyła, wyprowadziła w ubiegłym sezonie lęgowym jedno swoje dziecko. W roku bieżącym również jest nadzieja na szczęśliwy finał.

Mogę też dodać, że jest to już trzecie znane mi gniazdo tego ptaka w okolicy, ale dwa z nich są już historią. Wróćmy jednak do naszego inżyniera i chuligana, sympatycznego bobra. Zwierzę to zostało sztucznie zasiedlone w Wielkopolsce, ale kiedy już się tutaj znalazło, szybko pokazało do czego jest zdolne. Zapewniam, że osobiście jestem pod niesamowitym wrażeniem dla jego talentów, a jako przykład, podaję fakt zbudowania w pobliskim lesie tamy o długości kilkudziesięciu metrów na płynącym tam strumieniu i utworzeniu tym samym małego jeziora. Pół biedy, gdy to wszystko dzieje się w lesie, gorzej, gdy ci saperzy osiedlą się w stawie rybnym (nie chodzi o ryby których nie jedzą, tylko o groble i brzegi takiego obiektu) lub na rzece osłoniętej przed powodzią wałami, bo wbrew twierdzeniom profesora biologii, posła Niesiołowskiego, ulubionym ich zajęciem jest kopanie olbrzymich nor, co niestety ale grozi czasem katastrofą.

Bobry nor nie kopią na terenach o niskich brzegach bo tam nie ma to sensu, a ich podstawowym domem pozostaje wtedy wyniesione ponad poziom wody żeremie. Póki co, bóbr cieszy się jeszcze ochroną prawną, ale są już przypadki administracyjnego nakazu odstrzału tych gryzoni, bo ich inżynierskie, i nie tylko figle, stają się dla człowieka zbyt kosztowne. Tak czy siak, myśliwi nie są skłonni do pozbawiania ich życia i wcale się im nie dziwię, bo każdy kto widział tego sympatycznego futrzaka, to najchętniej by go pogłaskał po głowie. Niedawno, gdy byłem w lesie, widziałem najwidoczniej taką bobrzą parę, jak się opalała na brzegu p. pożarowego stawu, zrobiłem im nawet parę zdjęć telefonem, ale ich jakość techniczna jest kiepska i pewnie ich tutaj nie załączę, owszem, pokażę Państwu parę fotek z ich chuligańskich dokonań, a zapewniam, że są to bardzo zdolne dzieci. Na szczęście, podobają się one nie tylko swojej mamusi.

Innym zagadnieniem z tej samej parafii, jest sprawa obcych gatunków inwazyjnych, np. norki amerykańskiej, jenota, oraz piżmaka i synogarlicy tureckiej, czyli sierpówki. Z wymienionych tutaj gatunków, tylko ostatni jest obojętny dla środowiska i najmniej kontrowersyjny. W mojej okolicy, żaden zaś nie należy do rzadkości, a z uwagi na liczne tutaj fermy, norkę spotykam bardzo często w czasie spaceru. Jaka jest rzeczywista skala jej występowania trudno powiedzieć, ale wnosząc z faktu, że spotyka się ją w biały dzień i wszędzie, pewnie nie jest to sprawa mało obojętna dla gatunków rodzimych. Na pewno nie jest - a raczej nie była, dla piżmaka, bo obecnie gatunek ten w okolicy nie występuje wcale, a był kiedyś bardzo liczny i to pomimo tego, że na niego polowano.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2013-05-29 11:38:28

    Drogi Kolego. Dziękuję za miłe słowa pod moim adresem, na codzień to pisuję do lokalnego portalu, oraz robię wiele innych rzeczy. Myślę, że do poluje.pl jeszcze kiedyś napiszę, ale teraz w sprawie tych nieszczęsnych jeleni. Prawde mówiąc, to nie bardzo rozumiem opisaną sytuację. Jeżeli szkody są tak wielkie, to widoczne stany za wysokie. Jak wobec tego dzierżawca tego terenu wytrzymuje sankcje ALP? Dziwi też to, że miejscowi myśliwi nie są łasi na trofea, dziwne. Jeżeli chodzi o konkurencję człowieka z dziką zwierzyną o teren na którym razem żyją, to i ten kij ma dwa końce. Owszem, człowiek zajmuje zwierzynie jej naturalną przestrzeń życiową, ale czyni to głównie kosztem jej zamiany w uprawne pola, te natomiast są źródłem niemal przemysłowego jej tuczu, co oczywiście skutkuje nienaturalnym wzrostem populacji i koło sie zamyka. Darz bór! Stary borsuk

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    prete 2013-05-28 09:44:57

    Pozdrawiam Kolegę , fanie się czyta Pańskie teksty , z góry dziękuję za następne tak trafnie dotykające problematyki środowiska , mam jednak pewne ale , dotyczy ono (pomijam gatunki inwazyjne) szkód wyrządzanych przez zwierzynę , przecież to my jako ludzie zagarniamy coraz więcej ograniczając siedliska , to nasza ingerencja i zachłanność zmniejsza przestrzenie życiowe , natura nam tego nie wybaczy i staniemy się jak bóbr gatunkiem zagrożonym , to kwestia czasu. Ostatnio byłem w pewnym nadleśnictwie , leśnik prawie płakał , jak określił jelenie wyżerają mu las , połaziłem po tym lesie i się nie dziwię , tak ogrodzonego lasu to nawet sobie nie wyobrażałem i jeśli one mają do wyboru siano- słomę o wątpliwe jakości a młode pędy w kilku nie ogrodzonych kwartałach to co mają zrobić ? , a leśnik na alarm bije i woła polujcie , a kto jest u siebie w domu on czy jeleń ? , pozdrawiam serdecznie DB.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Stary borsuk 2013-05-28 09:13:30

    Szanowny Kolego. Nie zdradzę tutaj tajemnicy gdy powiem, że zarówno ten, jak i ostatni mój artykuł - dotyczący sarny, nie był pisany wprost dla łowieckiego portalu. Faktem jednak jest, że oba artykuły dotyczą przyrody, a redakcja uprzedzona o tych okolicznościach zdecydowała się na ich publikację. Piszę o tm dlatego, że myśliwi mogą go odebrać jako zbyt naiwny, ale wracajmy do naszych baranów, czyli bobrów. Zapewniam Kolegę, że darzę te sympatyczne futrzaki wielkim sentymentem, podobnie zresztą jak każde inne stworzenie boże, ale cóż, człowiek jest tylko jednym z elementów ożywionego świata i podlega ogólnemu prawu walki o byt. Wszelkie fantasmagorie tzw. miłośników przyrody są zaś kompletnie oderwanymi od realiów mrzonkami, wiadomo przecież, że wszelkie życie opiera się na piramidzie pokarmowej której nadrzędną zasadą jest wzajemne pożeranie. To co my nazywamy szkodami, jest tylko subiektywną oceną naszego gatunku wobec innych, które nie posiadają takiego dylematu, one po prostu żyją. Pozdrawiam serdecznie. Stary borsuk

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    koser 2013-05-27 20:04:47

    Znowu ciekawy i wciągający tekst Starego Borsuka. Bardzo dużo trafnych spostrzeżeń przyrodniczych. W całym tekście da się wyczuć pewną niechęć autora do rodzimego bobra. Ja to rozumię bo oboje rośliśmy w czasach jak bobra nie było. I taki stan zakodował się nam jako naturalny. Później reintrodukowano inżyniera ponownie do naszych wód. Teraz jest, a szkody o których wspomina autor są pomijalne i mają się nijak do szkód jakie ponosi nasza gospodarka z powodu wilków, kormoranów czy łosi. Polska to bogaty kraj i stać ją na takie straty. A sam bóbr to po prosu pestka.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do