Czasy, kiedy bocian biały był na naszych ziemiach gatunkiem całkowicie dzikim, czyli stroniącym od człowieka, sięgają pewnie potopu, ale nie o bocianie będziemy tutaj mówić. Wspomniałem zaś o tym ptaku dlatego, że jest on klasycznym przykładem gatunku synantropijnego, czyli takiego, który wyraźnie szuka ludzkich osiedli i pewnie w jakimś tam stopniu korzysta z tego faktu.
Życie każdego zwierzęcia, ale i człowieka, jest ograniczone zdolnością do przeżycia właściwego dla każdego gatunku ilości lat, czyli czasu, oczywiście pod warunkiem, że mówimy o wartości średniej. Jakie z tego faktu wynikają konsekwencje w sferze powiększenia „świadomości” (nabytych i utrwalonych doświadczeń, bo nie wszystko da się wytłumaczyć „instynktem”) zwierząt, nic nam do końca nie wiadomo, bo jeżeli coś takiego w świecie przyrodzonym w ogóle występuje (ja sądzę że tak) to na pewno nie jest to wartość porównywalna z naszą. Dlaczego jednak o tym piszę? Otóż, sam żyjąc zaledwie sześćdziesiąt kilka lat, a więc zaledwie pyłek na osi wiecznego czasu, bez trudu zauważam zmiany, jakie w świecie przyrody zachodzą i utrwalają się na tzw. naszych oczach.
Kiedyś, bardzo lubiłem polować na kaczki. Cóż, pamiętam jeszcze czasy, gdy było ich „pełne powietrze”. Owszem, kaczek było dużo, ale nigdy i żadnej nie widziałem wtedy na stawku w samym środku mojego miasta! Nawiasem mówiąc, to na drzewach które rosły przy jego brzegu, a na głównej ulicy miasta, była wtedy liczna kolonia „gap”, czyli gawronów. Teraz żadnego nie ma nawet w okolicy, ale teraz, żyją tutaj - „oswojone” krzyżówki. Kiedy idzie się chodnikiem, to opalają się dostojnie na skarpie i ani myślą uciekać.
To, że w samym środku miasta i przy bardzo ruchliwej ulicy można spotkać kaczkę – dziwaczkę, to pewnie nie żaden ewenement, ale dla mnie czymś takim jest następująca sytuacja. Moje miasto nie jest wielkie, to fakt, ale tak się składa, że wszystkie nasze zbiorniki wodne są rozłożone w tej jego części, gdzie leży wspomniany staw. Są one jednak zlokalizowane w parku, oraz na przyległych łąkach i na „zdrowy rozum” każdemu by się wydawało, że kaczki powinny raczej tam szukać schronienia, a przynajmniej tam zakładać gniazda i wyprowadzać lęgi. Ale gdzie tam!
W ubiegłym roku, tylko na jednym z trzech pobliskich stawów rozłożonych malowniczo w parku – gdzie w przeciwieństwie do miejskiego, małego stawu z widokowymi mostami i na którym brakuje trzcin oraz szuwarów, odnotowałem literalnie jeden lęg krzyżówki, a tuż koło mojego domu i głównej ulicy miasta, aż siedem takich przypadków! O żadnej pomyłce nie mogło być mowy, bo troskliwe mamy wyprowadzały swoje dzieci w różnym czasie (prawdopodobnie lęgi odbywały się na rowie zasilającym staw) i zwykle po dwóch trzech tygodniach wyprowadzały się na pobliskie karpniki, a ich miejsce zajmowały następne maluchy.
Czym spowodowane jest takie, obserwowane od kilku lat zachowanie się kaczek, trudno dociec, może paradoksalnie są to względy bezpieczeństwa? Być może. Innym, może nie tak spektakularnym przypadkiem synantropa, jest synogarlica turecka, czyli sierpówka. Gatunek inwazyjny, który wyraźnie korzysta z miasta jako wiecznej spiżarni, oraz, pewnie i w jakimś stopniu jako strefy „zakazanej” dla skrzydlatych drapieżników. Pewnym zaprzeczeniem tej ostatniej tezy jest wprawdzie fakt, że kruk, a więc ptak kojarzący się raczej z lasem i bardzo tam ostrożny, pomieszkuje pewnie w miejskim parku, bo widuję go zarówno tam, jak i nad „kaczym stawkiem”, a parę dni temu - ku mojemu zdziwieniu... wylądował przy naszym śmietniku i bezczelnie przegnał stamtąd kota, aby samemu zająć się jego zdobyczą. Żałuję, że nie miałem wtedy aparatu, ale byłem akurat na spacerze z psem i przyznaję, że uśmiałem się z tego po same pachy.
„Normalny” kruk, kiedy np. idę sobie duktem po lesie, a on przelatując mnie zauważy, to natychmiast zmienia trajektorię lotu. Jak z powyższego wynika, powolna zmiana obyczajów i tego gatunku nie omija. Oczywiście, mamy też swoje własne, bo miejskie, sroki złodziejki, a każdy kto zna zachowania „dzikiej” sroki wie, jak ona potrafi być ostrożna i pyskata. Żuraw był tutaj do jakichś lat 80 gatunkiem nie znanym, dzisiaj jest ich mnóstwo, są gatunkiem lęgowym i kiedy sprzyjają warunki, to słyszę je z własnego okna. Kiedy zaś chcę sobie na nie popatrzeć, to wychodzę ledwie na opłotki i podziwiam jak dostojnie spacerują po okolicznych polach.
Jako ciekawostkę nie związaną z dzisiejszym tematem podam jeszcze fakt gniazdowania w tutejszym lesie bociana czarnego. Jedno gniazdo zlokalizowane na koślawej sośnie jednak spadło wraz z podtrzymującym je konarem, a drugie, zbudowane na dębie, zostało w tym roku nie wiedzieć czemu - bez lokatora. Darz bór!
Komentarze opinie