
Opowiadanie rzeczy nudnych, powinno być zakazane. Opowiadanie rzeczy niestworzonych, również, ja jednak zapewniam, że wszystko o czym piszę, nie jest wynikiem mojej bujnej wyobraźni i miało rzeczywiście miejsce w kniei, w której wszak - jak mawia publikujący tutaj swoje teksty kol. Nemrod, „wszystko może się zdarzyć”, a czy jest to nudne? Cóż, oceńcie sami.
Zanim jednak przejdę do mojego opowiadania, małe wyjaśnienie odnośnie samego tytułu. Otóż, jeżeli dobrze pamiętam, to zabawne zdanie pochodzi z polskiego serialu sprzed lat, o tytule „Na kłopoty Bednarski”.
Każdy, kto miał przyjemność spędzenia w kniei kilku lat, z pewnością doświadczył jakiegoś tam „zmartwychwstania” zwierzęcia, które sam uznał za martwe i już widział je w swoim dzienniku trofeów. Sam miałem takich przypadków sporo, ale dzisiaj chcę opowiedzieć zwariowaną przygodę swoich (szkoda, że już śp. Kolegów) jaka przydarzyła się im z pewnym dzikiem. Niedawno pisałem o dzikach niezbyt pochlebnie, bo określiłem ja jako leni i sybarytów, ten jednak nie zrobił tego z lenistwa ani z cwaniactwa, jak chcą inni. On zachował się raczej jak magik prestidigitator, nie przymierzając zaś, postąpił jak słynny swego czasu Chudini – po prostu zmartwychwstał i zwiał!
Dwóch starszych kolegów wybrało się na nocne polowanie na dziki, ich celem było nieodległe od lasu wielkie pegeerowskie pole, na którym w lecie rosła kukurydza. Obaj byli zaopatrzeni w broń kulową, oraz lornetki i latarki. Tę ostatnią polecam każdemu, jako przydatny sprzęt do poszukiwań i sygnalizacji swojego stanowiska podczas przemieszczania się po kniei, bo poleganie li tylko na „zgłoszeniu”, może być czasem niewystarczające. (sam miałem taki epizod, po którym skóra mi ścierpła).
Jakoż intuicja myśliwych nie zawiodła, na samym środku pola spory dziczek zapamiętale buchtował glebę w poszukiwaniu przyoranych kolb. Rzecz w tym, że był „cwany” i pomimo dłuższej jego obserwacji, myśliwi zgodnie uznali, że na precyzyjny strzał jest za daleko, a samo zwierzę ani myślało się korzystnie przemieścić. Sytuacja była więc patowa, a wkrótce decyzja zapadła męska, chociaż dziwna. Antek postanowił krótko – idę po tego drania!? Franek nieco się zdziwił, ale cóż tam, dzik to nie skarb Montezumy, może ci się uda.
Ruszył więc Antek przez łyse pole wprost na zapracowanego dzika. Zazwyczaj taki manewr kończy się bardzo szybko ewakuacją tego, na którego dybią, ale tym razem stało się inaczej, zwierzę czuło się widać bezpieczne, bo przecież najważniejszy bywa zawsze wiatr. „Na oko” zaś, to można podobno umrzeć nawet w łóżku.
Podszedł więc Antek dzika na jakieś sto metrów, przyklęknął i huknął ze swego drylinga. Dzik padł jak kawka, a myśliwy pokręcił latarką do swego kolegi, aby ten przyszedł mu pomóc wypatroszyć zwierzę i przytargać je do najbliższej drogi. Podeszli więc myśliwi do zwierzęcia. Było ono najwidoczniej martwe, bo nawet testamentu nie pisało. Dzik leżał jak kłoda, ale że obaj byli doświadczonymi nemrodami.
Antek schylił się nad swoim trofeum i wykonał sprawdzony test rozstania się z ziemskim padołem. Złapał mianowicie nieszczęśnika za chwost i mocno pociągnął. Reakcji nie było – trup. Obaj byli zaś niewolnikami tytoniu i postanowili przed przystąpieniem do patroszenia zwierza zapalić sobie po jednym, byli przecież spragnieni. Dzik więc spoczywał sobie kilka kroków od nich, bo tam wreszcie Antek postanowił zdjąć ciepłą panterkę i zabrać się za usuwanie „lechotów” z umarlaka. Co tu jednak patroszyć? Po dziku wszak ani śladu!
Stare myśliwskie przysłowie powiada, że kto zbiera kości ten mięsa nie ja, to prawda, ale wtedy zwierz raczej nie pada, bo kości pochodzą z roztrzaskanej nogi, a poszkodowany co najwyżej zaznaczy. Czasem dzik pada jak ścięty, ale pozbiera się po krótkiej chwili. Najczęściej dzieje się tak wtedy, gdy oberwie „po piórach”, czyli kostnych wyrostkach kręgosłupa. Kiedy kontuzja dotyczy samego kręgosłupa, czyli następuje trwałe uszkodzenie rdzenia, dzik bardzo cierpi i zazwyczaj głośno kwiczy, pozostaje jednak świadomy i usiłuje zrobić kuku każdemu, kto się do niego zbliży, bo dobrze w takiej sytuacji włada gwizdem i przednim napędem.
Myślę, że tutaj musiało chodzić o poważną kontuzję łba, nie na tyle jednak groźną, aby zakończyła się ona śmiercią.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Krótko i treściwie i z humorem, takie wpisy własnie miło się czyta !