Historia zdarzyła się w jednym z warszawskich kół, które dzierżawi obwód na Kurpiach. Jeden z myśliwych zaprosił kolegę na dziki przy księżycu - wychodziły na poletko owsa należące do leśniczego. Nad poletkiem, na drzewie, zrobione było "krzesełko" i tam usiadł gość. Gospodarz zajął stanowisko z boku poletka na stercie siana - ale po długim oczekiwaniu zmorzyła go drzemka.
Nagle obudziły go dwa strzały! Zlustrował pole dokładnie przez lornetkę i nie widząc żadnego ruchu krzyknął - idę do ciebie - gość z góry odparł - dobra! Myśliwy idąc przez owies zobaczył coś wielkiego leżącego bez ruchu - podszedł bliżej i zobaczył . . . krowę! Wrzasnął - ty - krowę strzeliłeś, a na to z ambonki głos - "taż ja widział, że s...syn wielki jak krowa". Niestety - drugi strzał tez okazał się celny i pokot opiewał na dwie krasule.
Okazało się później, że gospodyni z sąsiedniej wioski, korzystając z księżyca, zaganiała krowy "w szkodę" żeby się najadły, jako, że na Kurpiach łąki ubogie i kwaśne. Oczywiście - sprawa miała smutny epilog w sądzie łowieckim i zdrowo stuknęła po kieszeni niefortunnego strzelca.
Przypadek chciał, że ja również miałam okazję siedzieć na tejże ambonce, niestety, wokół drzewa był bardzo gęsty podszyt z krzewów. Dzik wyszedł z lasu, zachrumkał i tak się zaczął czochrać o drzewo, że o mało nie spadłam, a zobaczyć go nie mogłam.
Wyczochrał się i poszedł z powrotem do lasu - widocznie nie lubił kartofli, bo tym razem, nie było tam owsa, tylko kartofle!
Ja znam smutny przypadek, kiedy myśliwy polując wieczorem na dziki zastrzelił dwie kobiety, które kradły z pola kartofle do dużego kosza, biorąc je za dwie lochy z warchlakiem.
Kolejne bardzo ciepłe i nastrojowe wspomnienie. Lista historii źle zozpoznanych dzików jest długa. Padały krowy, krowie cielaki, żubry, wilki. W tym roku nawet czytałem o teściowej, która niosła zmarźniętemu zięciowi ciepły obiadek w kobiałkach. Szła przez zagajnik koło ambony cichutko, żeby nie spłoszyć zwierza, a i tak ją zauważył i poległa. Dlatego nie należę do miłośników nocnego wałęsania się po lecie ze sztucerem.
Nie zmienia to faktu, że tekst jest zabawny, sympatyczny, a do tego świetnie napisany. Obawiam się, że każdy z nas zna po kilka takich historii, ale pewnie nie każdy potrafi je tak dobrze opowiedzieć... Ode mnie 5 punktów dla Pani Anny.
Ja znam smutny przypadek, kiedy myśliwy polując wieczorem na dziki zastrzelił dwie kobiety, które kradły z pola kartofle do dużego kosza, biorąc je za dwie lochy z warchlakiem.
Kolejne bardzo ciepłe i nastrojowe wspomnienie. Lista historii źle zozpoznanych dzików jest długa. Padały krowy, krowie cielaki, żubry, wilki. W tym roku nawet czytałem o teściowej, która niosła zmarźniętemu zięciowi ciepły obiadek w kobiałkach. Szła przez zagajnik koło ambony cichutko, żeby nie spłoszyć zwierza, a i tak ją zauważył i poległa. Dlatego nie należę do miłośników nocnego wałęsania się po lecie ze sztucerem.
Nie zmienia to faktu, że tekst jest zabawny, sympatyczny, a do tego świetnie napisany. Obawiam się, że każdy z nas zna po kilka takich historii, ale pewnie nie każdy potrafi je tak dobrze opowiedzieć... Ode mnie 5 punktów dla Pani Anny.
Taki jest niestety efekt oddania strzału do nierozpoznanego celu czyli strzelania do plamy