Reklama

Perukarz

13/07/2013 17:15

Wspomnienie to nie jest ani wesołe, ani miłe, ale jak wiadomo, nie wszystko w życiu miłe bywa. Pojechałam na wakacje z synem w sierpniu do leśniczówki pod Grójcem, gdzie obwód dzierżawiło moje koło nie-macierzyste. Dostałam odstrzał 2 rogaczy, o jednym – szydlarzu, już kiedyś pisałam, ale został mi jeszcze jeden.

Pewnego dnia leśniczy, u którego mieszkaliśmy, oznajmił, że widział na niedalekim polu kwitnącego rzepaku rogacza o bardzo dziwnym porożu. Ponadto rogacz zachowywał się jakoś nietypowo, nie reagował na jadącego leśniczego i co jakiś czas się pokładał.

Ponieważ było już całkiem ciemno, zdecydowałam, że następnego dnia pojadę bryczką z synem leśniczego zobaczyć o co chodzi. Skoro świt pojechaliśmy na miejsce i rzeczywiście – był.

Popatrzyłam przez lornetkę i dech mi zaparło – perukarz!

Ale kozioł chodził cały czas w kółko, co chwila schylał łeb, aż wreszcie się położył. Podeszliśmy na nie całe dziesięć kroków i widok, który zobaczyłam, był tak okropny, że prawie mnie zemdliło! Głowa od połowy pyska, łącznie z oczami, aż do połowy wysokości parostków była przykryta . . . ruszającymi się larwami much! Biedne zwierzę było kompletnie ślepe!

Strzał łaski, choć tak mi się ręce z wrażenia trzęsły, że musiałam oprzeć sztucer na ramieniu towarzysza. Po przywiezieniu do leśniczówki i spreparowaniu czaszki (aż mnie przy tym mdliło od zapachu) ukazała się wyraźna bruzda na szwie czaszkowym miedzy parostkami, od kuli z małokalibrówki!

Dochodziły nas wcześniej słuchy, że ktoś kłusuje na tym terenie, niestety nie udało się go złapać. Parostki okazały się srebrnomedalowymi – pewnie kiedyś nałożyłby złoto, a tak zły człowiek skazał go na długie męki!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do