
Wspomnienie to nie jest ani wesołe, ani miłe, ale jak wiadomo, nie wszystko w życiu miłe bywa. Pojechałam na wakacje z synem w sierpniu do leśniczówki pod Grójcem, gdzie obwód dzierżawiło moje koło nie-macierzyste. Dostałam odstrzał 2 rogaczy, o jednym – szydlarzu, już kiedyś pisałam, ale został mi jeszcze jeden.
Pewnego dnia leśniczy, u którego mieszkaliśmy, oznajmił, że widział na niedalekim polu kwitnącego rzepaku rogacza o bardzo dziwnym porożu. Ponadto rogacz zachowywał się jakoś nietypowo, nie reagował na jadącego leśniczego i co jakiś czas się pokładał.
Ponieważ było już całkiem ciemno, zdecydowałam, że następnego dnia pojadę bryczką z synem leśniczego zobaczyć o co chodzi. Skoro świt pojechaliśmy na miejsce i rzeczywiście – był.
Popatrzyłam przez lornetkę i dech mi zaparło – perukarz!
Ale kozioł chodził cały czas w kółko, co chwila schylał łeb, aż wreszcie się położył. Podeszliśmy na nie całe dziesięć kroków i widok, który zobaczyłam, był tak okropny, że prawie mnie zemdliło! Głowa od połowy pyska, łącznie z oczami, aż do połowy wysokości parostków była przykryta . . . ruszającymi się larwami much! Biedne zwierzę było kompletnie ślepe!
Strzał łaski, choć tak mi się ręce z wrażenia trzęsły, że musiałam oprzeć sztucer na ramieniu towarzysza. Po przywiezieniu do leśniczówki i spreparowaniu czaszki (aż mnie przy tym mdliło od zapachu) ukazała się wyraźna bruzda na szwie czaszkowym miedzy parostkami, od kuli z małokalibrówki!
Dochodziły nas wcześniej słuchy, że ktoś kłusuje na tym terenie, niestety nie udało się go złapać. Parostki okazały się srebrnomedalowymi – pewnie kiedyś nałożyłby złoto, a tak zły człowiek skazał go na długie męki!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie