W naszej okolicy pojawiły się wreszcie sarny w ilościach, które przypominają czasy, kiedy zwierzyna była, a nie tylko o niej opowiadano. Dziś mamy taką sytuację, że sarni rudel jest bardzo uciążliwy, ponieważ pasie się na zasiewach przemysłowych pietruszki. I nie chodzi tak naprawdę o pietruszkę wymieszana z ziemią, ale o świeże zasadzenia, które także stanowią przysmak dla saren.
Mimo samochodu terenowego z napędem na 4 koła, ostatni odcinek ponad 200 hektarowego pola pokonywaliśmy w kopnym śniegu. I co dziwnego, mimo tego, że szliśmy prosto na rudel, sarny nie bardzo się nami interesowały. Wybierały co lepsze kawałki pietruszek i ostentacyjnie wypinały ku nam swoje lustra. Pan Kazimierz najpierw stwierdził, że jesteśmy w odległości strzału ze sztucera z lunetą, potem przyrządów celowniczych kniejówki, a wreszcie pewnego strzału z dubeltówki. Dopiero wtedy sarny łaskawie na nas spojrzały, strzał z dubeltówki w powietrze, trochę zamieszania i powrót do gryzienia. Po drugim i trzecim strzale wreszcie rudel poderwał się i przemieścił się w stronę lasu. Ale to nie koniec, kiedy stanęliśmy w miejscu, zaciekawione sarny zaczęły do nas podchodzić i się przyglądać z ciekawością... Znów strzał z dubeltówki, wreszcie ruszyły...
Odeszliśmy w kierunku następnych kopców, leżących gdzieś z 1000 metrów od tych z których przegoniliśmy sarny. A tam następny rudel. I znów to samo.
Obie strony czyli my i sarny rozstały się w pokoju. My udaliśmy, że je przepłoszyliśmy, one udały, że dały się przepłoszyć.
Komentarze opinie