
Wnykarstwo jest jedną z najbardziej powszechnych plag, prześladujących zwierzynę, choć nie jest „medialne” i temat nawet przez pseudo miłośników zwierząt jest wstydliwie omijany. Dlatego postanowiłam opisać kilka przypadków, których bezpośrednio, lub pośrednio byłam świadkiem.
W początkach mojej przygody z łowiectwem szliśmy grupką kolegów wąskim przesmykiem przez liściasty zagajnik. Przesmyk nie pozwalał iść inaczej, jak gęsiego. Szłam na końcu i nagle na początku rozległ się trzask i krzyk. Kolega, które szedł pierwszy wpadł w pętlę uwieszoną na brzózce i „zakotwiczoną” na ziemi. W momencie kiedy ją trącił, kotwiczka puściła, pętla ścisnęła go na wysokości łokci i zawisł pół metra nad ziemią. Miał szczęście, że było nas więcej i uwolniliśmy go, ale . . . pewien wnykarz w ten sposób zginął chwycony za szyję!
Na jednym z polowań zbiorowych na Kurpiach, w zimie, usłyszałam blisko w miocie dziwny, nierozpoznawalny krzyk zwierzęcy. Myślałam, że może lis wpadł we wnyk i nie chcąc dopuścić dobijania przez nagankę, dałam znak, że wchodzę w miot. Po kilkunastu krokach znalazłam sarnę, jeszcze żywą, leżącą na ziemi ze skręconym na grubej lince karkiem. Dostrzeliłam nieszczęsne zwierze, a później okrężną droga dowiedziałam się, że w tej okolicy nie dawno zakładano elektryczność, i wnykarze odcinali liny, kotwiczące słupy, wykorzystując je do wiadomych celów.
Kolejny przykład, to dzik znaleziony przez przyjaciół w koszalińskich lasach. Potężny odyniec, żywy, chudy jak deska uwiązany do grubego drzewa za gwizd drutem, który się zaciągnął tuż za orężem.
Już tu gdzie mieszkam obecnie, mąż mój, który był równie zapalonym koniarzem jak myśliwym, często wyruszał konno na przejażdżki po okolicy. Jeździł zwykle na oklep i tylko na kantarku.
Pewnego wieczoru, już po ciemku, wraca „spieszony” i mówi, że w pobliskim zagajniku dziki narobiły rumoru, klacz stanęła dęba i wylądował na ziemi, ale dalej coś się w krzakach tłucze. Wzięliśmy latarki i broń na wszelki wypadek, ale okazało się, że to młody koziołek złapał się za parostki na pętlę z drutu. Uwolniliśmy biedaka, ale potem z każdej przejażdżki mąż przywoził pęk drutów i sideł.
Wyreperowałam nimi pół płotu!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie