Jeden z Kolegów przesłał mi taką oto historię, którą uznałam za znakomitą i (za Jego zgodą) publikuję:
Taka ciekawostka... Moja dobra koleżanka jest zatwardziałą weganką, ale co może się wydać w tym wypadku dziwne, ostatnio przy piwie stwierdziła, że gdyby miała jeść mięso, nie byłoby to nic innego jak dziczyzna, oraz to, że całkowicie rozumie mnie i innych myśliwych.
W czasie rozmowy myślę sobie "sratatata gadasz, a myślisz co innego, a na piwo i tak Ci nie pożyczę, bo nie mam ". W pewnym momencie wypala do mnie "pojadę z Tobą na polowanie zobaczyć jak to jest...". No i zbiła mnie z tropu całkowicie...
W poniedziałek 4.10 pod jej klatką, patrzę, stoi... pojechaliśmy na treny OHZ (tam obecnie mam odstrzały) O 5 rano już na ambonie, w oddali widzę watahę, jak schodzi z pol,a ale do lasu na przeciwko. Myślę, że już i tak się napatrzyła, a strzelić nie muszę, wiec może chociaż jakiś lis podejdzie bliżej...
Kolejną chwilę później słyszymy, jak coś się kotłuje w kukurydzy po naszej lewej stronie, celowo zaczynam dyskretnie szurać stopą po desce, by dziki nie wyszły, nie ukrywam, nie miałem najmniejszej ochoty w upale, rojach komarów i w dodatku przed pracą się brudzić w farbie, patroszyć.
Koleżanka się trzęsie,ochy achy lecą, jakbym był jej mężem w sypialni. Lornetki od oczu nie może oderwać -chociaż dzicza rodzinka buchtuje może 40 m od nas. No i szepce "strzelaj", kręcę się dalej, marudzę, że nie mogę złapać w krzyż, a chce mieć pewny strzał.
Ok... wybrałem, naciągam przyspiesznik, jak zawsze, dłonie zaczynają mi drżeć, a serducho tak mi wali, że słychać chyba je w wiosce obok. Strzał...leży, chwilkę spisywał testament. Papieros, słońce już wysoko, praży. Zejście z ambony, pieczęć, ostatni kęs... złom podarowałem jej. Dziewczyna pomogła mi patroszyć! i tuszę dziczka zanieść do auta. W aucie się rozpłakała, myślę, no to teraz już jestem "mordercą 100%", a ona pod nosem... "Boże jakie to piękne".
Chcesz coś sprzedać lub kupić, oferujesz usługi, szukasz pracownika lub pracy?
Zasłyszane... komentarze opinie