Zostałam kiedyś zaproszona na kuropatwy. W łowisku podzielono nas na grupy 3-osobowe, w każdej grupie musiał być myśliwy z psem, aby nie tracić postrzałków. Mnie się trafił sympatycznie wyglądający starszy pan z pięknym wyżłem szorstkowłosym.
Jedno, drugie kartoflisko - pies pięknie okłada pole - nic! Wreszcie - wystawił! Podchodzimy powoli, pies podciąga, myślę - super! Zerwało się stadko, akurat w moim kierunku - strzał spadł - fajnie! Pies pobiegł zaaportować, przyniósł kurę właścicielowi, ale widzę jakąś szamotaninę. W końcu oddał, a z kury wiszą flaczki.
Właściciel powiesił sobie kurę na trokach i idziemy dalej jak gdyby nigdy nic. Sytuacja powtórzyła się jeszcze 2 razy i zeszliśmy się w trójkę, aby przejść kilka zagonów dalej, a ja widzę, że wszystkie kury na trokach tego pana jak wypatroszone i wcale się nie kwapi, żeby je oddać tym co strzelali.
Przez resztę dnia po każdym strzale oddanym przez nas były wyścigi z psem, kto pierwszy dopadnie strzelonej sztuki. Efekt był taki, że właściciel psa dwukrotnie w ciągu dnia zmieniał troki a my mieliśmy raptem po kilka sztuk.
Koledze, który mi przydzielił takiego "menera" dostało się kilka ciepłych słów na pożegnanie, bo mnie cholernie bolały nogi!
U nas się podobny "kolega" na kaczkach trafił, tylko zamiast psa miał...żonę. Podnosiła kaczki wybitnie, po czym na wyścigi pędziła z nimi do samochodu. Nie muszę chyba nadmieniać, że widzieliśmy ową parę po raz ostatni u nas w łowisku... Z takimi "kolegami" to z daleka!
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Cha cha - taka żona to prawdziwy skarb!
U nas się podobny "kolega" na kaczkach trafił, tylko zamiast psa miał...żonę. Podnosiła kaczki wybitnie, po czym na wyścigi pędziła z nimi do samochodu. Nie muszę chyba nadmieniać, że widzieliśmy ową parę po raz ostatni u nas w łowisku... Z takimi "kolegami" to z daleka!