
Jest w okolicach Knyszyna (a może był) ogromny staw hodowlany, zwany Jeziorem Króla Augusta, a popularnie Czechowizną. W początku lat sześćdziesiątych ub. wieku brzegi miał porośnięte wysokimi trzcinami, które sięgały na kilkadziesiąt metrów w kierunku czystego lustra wody. Pomiędzy trzcinami były przetarte „korytarze” przez miejscowych strażników i rybaków. Kto nie znał drogi, mógł się w ich labiryncie zagubić.
Pewnego razu, z moim ex mężem pojechaliśmy tam na kaczki. Wieczorem miejscowy strażnik powiózł nas płaskodenką, tzw. „duszehubką” na zloty. Nie używał wioseł, tylko długiego drąga, którym odpychał się od dna, stosunkowo płytkiej wody. Stanęliśmy na chybotliwej łódce w trzcinach, czekając na kaczki. Wreszcie, już przy wschodzącym księżycu, zaczęło się! Kaczki leciały wielkimi stadami, a ja na chwiejącej się łódeczce nie mogłam nic trafić, bo jak zaczynałam przymierzać się, która wybrać, to oczywiście – pudło!
Nareszcie nadleciało stadko, wybrałam ostatnią – bach – spadła, a równocześnie ze mną mąż również strzelił, tak że huki zlały się w jedno! Podnieśliśmy kaczkę, ja mówię – moja, a mąż na to jak to, przecież to ja strzelałem. Sprawę rozsądził strażnik pytając – a do której – na do pierwszej – a no to nie pańska, bo spadła ostatnia, a ja widziałem, żeście oboje strzelili! Tu musze zaznaczyć, ze staliśmy tyłem do siebie i mąż w ogóle mojego strzału nie zauważył!
Następnego dnia rano, skoro świt wyszłam przed kwaterę, w pobliżu której rosła olbrzymia, stara topola, z konarami grubości ludzkiej nogi i wtedy zobaczyłam zjawisko, jakie widziałam jeden jedyny raz w życiu – z topoli poderwało się tak ogromne stado szpaków, że niebo przykryły jak chmura, a gałęzie topoli, jak sprężyny, uniosły się do góry!
Reszty dnia nie wspominam zbyt miło, gdyż pływaliśmy cały dzień przez trzciny, mąż stał na łódce, a ja siedziałam na drewnianym zydelku, i tak mi się sempiterna odgniotła, że przez tydzień nie mogłam na twardym krześle usiąść!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Witam do polowania na kaczki trzeba mieć zamiłowanie mi najbardziej odpowiadało polowanie na rzekach jak już stawy były ścięte lodem ,tak najczęściej polowałem ,ale nie tylko z pontonu też ale rzadko jak i z zasiadki pozdrawiam.