Zaczynałam pracę w PZŁ jako instruktor w Zarządzie wojewódzkim w Warszawie. Zasiadałam m.in. w komisji egzaminacyjnej dla nowo wstępujących – wówczas nie było obowiązku stażu – trzeba było odbyć kurs i zaliczyć zajęcia na strzelnicy. Przed egzaminem kandydaci wpłacali określoną kwotę do kasy – otrzymywali kwit, na którym później komisja wpisywała, czy delikwent zdał.
Trafił nam się taki „adept” sztuki myśliwskiej, który podchodził do egzaminu chyba z pięć razy, zawsze z wynikiem negatywnym – nie znał podstawowych zasad bezpieczeństwa /był to człowiek stosunkowo młody/. W końcu uprosił jednego z kolegów instruktorów o korepetycje i po pół roku żmudnej pracy - zdał!
Ponieważ często w Związku bywał – większość pracowników go pamiętała. Po jakimś czasie prosi mnie do siebie koleżanka, która prowadziła ewidencje członków – wchodzę, patrzę, a przy jej biurku siedzi ówże adept i daje mi jakieś dziwne znaki, a ona pyta – Aniu – czy to nie ten pan, co tyle razy zdawał egzamin?
Okazało się, że facet był już od wielu lat myśliwym, a egzamin usiłował zdać w zastępstwie teścia, któremu bał się przyznać, że nie ma pojęcia o łowiectwie. Oczywiście wyleciał z hukiem ze Związku, a my do dziś nie wiemy, jak to się stało, że został jego członkiem.
Od tego czasu każdy nowo wstępujący musiał się na egzaminie legitymować dowodem tożsamości!
Bardzo ciepłe i ciekawe wspomnienie z przed lat. Kiedyś było inaczej. Pamiętam jak na kursie spytałem prowadzącego o sztucerek łamany Hornet na głuszca czym podpadłem. Bo pytałem o kulę i to jeszcze na kuraka, którego strzelało się poprawnie tylko śrutem podczas szlifowania. Głuszec był jeszcze na liście zwierząt łownych. Ówczesne przepisy stanowiły, że kaliber myśliwskiego sztucera zaczynał się od ∅6,5mm i długości łuski 50mm. Później na egzaminie przepytywał mnie ten sam członek zarządu, który prowadził wykłady. Ale zdałem.
odpowiedz
Zgłoś wpis
Podziel się swoją opinią
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo ciepłe i ciekawe wspomnienie z przed lat. Kiedyś było inaczej. Pamiętam jak na kursie spytałem prowadzącego o sztucerek łamany Hornet na głuszca czym podpadłem. Bo pytałem o kulę i to jeszcze na kuraka, którego strzelało się poprawnie tylko śrutem podczas szlifowania. Głuszec był jeszcze na liście zwierząt łownych. Ówczesne przepisy stanowiły, że kaliber myśliwskiego sztucera zaczynał się od ∅6,5mm i długości łuski 50mm. Później na egzaminie przepytywał mnie ten sam członek zarządu, który prowadził wykłady. Ale zdałem.