
Zdarzyło się pewnego roku, że jedno z zaprzyjaźnionych kół siedleckich zaprosiło mnie na zające. Oczywiście z zaproszenia skwapliwie skorzystałam – tym bardziej, że stan zwierzyny mieli imponujący, a i towarzystwo przednie. Łowczym tego koła był, były tamtejszy partyzant o pseudonimie „Bohun” – jowialny, ale i niewybredny w słownictwie! Byłam w wielkiej przyjaźni z całą jego rodziną, do tego stopnia, że jego matka, mocno już wiekowa pani - podobnie jak ja teraz – kiedy mnie dłużej nie widziała, ostro się domagała mego przyjazdu!
Na wspomnianym na wstępie polowaniu miał miejsce zabawny w pewnym sensie przypadek.
Pod koniec dnia, w jednym z ostatnich pędzeń, w środku branego miotu znajdował się niewielki sosnowy zagajniczek. Kiedy naganka doszła do owej kępy sosenek – wypruł z niej wprost na linię spory wycinaszek.
Stałam wtedy na flance, i dokładnie widziałam całą scenę. Koledzy zaczęli gwałtownie przeładowywać dubeltówki, zmieniając śrut na breneki, tylko jeden stał spokojnie, bo miał załadowany m.in. kula dryling i dzik pognał wprost miedzy niego, a drugiego, dwururkowca. Oczywiście puścili dziczka za linię, bo naganka była zbyt blisko i prawie jednocześnie oddali strzały. Dzik padł w ogniu.
Po skończonym pędzeniu przyszło do rozstrzygnięcia, czyj dzik. Łowczy podszedł do dzika, obejrzał go dokładnie - z dwu stron tuszy, na komorze okrągłe dziurki! Obrócił dzika na wszystkie strony i pyta tego z dubeltówką – gdzie strzelałeś – a on – na komorę! Pyta tego z drylingiem – a ty – ja też na komorę!
Na to łowczy podniósł dzikowi chwost do góry, pokazał wlot kuli grubości ołówka i tubalnym głosem zagrzmiał – a od kiedy dzik ma w d. . . komorę? Okazało się, że breneka poszła na wylot nie trafiając na kość i stąd wlot i wylot były jednakowe!
Ale ów niefortunny strzelec kulowy długo był nazywany – ten co komory w d. . . szuka!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ehh, żeby to tak można jak dawnymi czasy... Wiele problemów dało by się od ręki rozwiązać.
Panowie - szable w dłoń i na ubitą ziemię :)))))))))
Nieporozumienie. Ja nie pisałem recenzji Twojego artykułu bo go nie ma tylko użyłem jednego słowa w oryginalnej pisowni. Nic więcej. Krótki tekst był skierowany do autorki, a nie do Ciebie. Napisz jakiś tekst to może się doczekasz kilku ciepłych słów pod tekstem.
Dzięki Koser za recenzję ,widziałem swój błąd za który przepraszam ,ale coś mi się wydaje że nie chciałeś oceniać popwiadanka jak to nazywasz a przez złośliwość chciałeś pokazać mi moje nieuctwo jeszcze raz przepraszam
Bardzo fajne opowiadanko lub jak woli przedmówca "artykół"
Każdy artykół który powoduje choćby drobny uśmiech na twarzy przy trudach codziennego życia jest na wagę złota pozdrawiam