Reklama

Gorący amant

20/01/2013 19:12

Bardzo lubiłam polować na rogacze w okresie rui – na wab. Kupili w Budapeszcie niemiecki wabik b. fajny, bo z regulacją i przy najbliższej okazji postanowiłam go wypróbować. Pojechaliśmy z synem na wakacje do jednego z OHZ i pierwszy wieczór – polowanie z podjazdu.


Strażnik, pan Grześ, który powoził, pierwszy raz widział „kobite ze sztucerem i do tego z jakimś gwizdkiem”. Całe popołudnie zeszło na objeżdżaniu terenu, a tu rogaczy ani widu, ani słychu. Zrezygnowani, już o dobrej szarówce, wracamy podśpiewując dla dodania animuszu harcerskie piosenki, gdy, wtem, zobaczyłam pasącą się sylwetkę sarny – jakieś 200 m. od nas, ale było już tak ciemno, że nie do rozpoznania.

Kazałam zatrzymać bryczkę i tak dla zabawy zaczęłam wabić. Sztuka poderwała gwałtownie łeb i galopem pognała w nasza stronę. Z odległości kilkunastu metrów stwierdziłam, że jest to młody widłaczak, ale dalej nie przestawałam popiskiwać, a on zaczął okrążać bryczkę i bacznie przyglądał się klaczy, jakby myślał – co ta koza taka wielka?

Moi towarzysze z trudem powstrzymywali chichot, aż któryś nie wytrzymał i głośno parsknął, na co kozioł odskoczył i pognał w pole – przeszła mu ochota do zalotów! Od tego czasu pan Grześ został gorącym wielbicielem moich łowieckich umiejętności i nie jednego kozła przy nim strzeliłam!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do