Reklama

Grzywacze

02/02/2013 22:45

Zadzwonił kiedyś do mnie kolega i mówi – Anka, chodzi za mną rosół z gołębia – może byśmy pojechali na grzywacze? Dwa razy nie musiał powtarzać – następnego dnia po pracy – w samochód i hajda. Do obwodu blisko raptem 40 km, więc nie było problemu.
Teren przecinała niewielka rzeczka a wzdłuż niej rosły stare olchy i topole, na których lubiły przesiadywać gołębie.
Zostawiliśmy samochód na szosie, przy mostku i w drogę wzdłuż rzeczki – po obu jej stronach.
Rzeczywiście, grzywacze były, ale jakieś takie wybystrzone, że zrywały się o wiele za daleko na strzał.
Wreszcie udało mi się jednego pozyskać, ale kolega stwierdził, że jeden na dwoje – przy mało.
Idziemy dalej, słyszę po jego stronie łopot, strzał i widzę przez gałęzie spadającego ptaka, który wpadł w kępę trawy.
Przeskoczyłam rzeczkę, podchodzę, a z owej kępy zrywa się . . . kura bażanta!
Chłopie – zwariowałeś – bażanta od gołębia nie odróżniasz? A on podchodzi do tej kępy i . . . podnosi pięknego, wypasionego grzywacza, który spadł biednej kurze wprost na łeb!
Rosół był bardzo smaczny!
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do