Kolega - ówczesny łowczy wojewódzki ze Słupska miał psa, jamnika szorstkowłosego. Kiedyś, przy okazji odwiedzin u niego, poznałam urocze szurpate stworzenie i z miejsca przypadliśmy sobie do serca. Był z niego znakomity dzikarz, a ponieważ krótkie łapki utrudniały mu poruszanie się w śniegu, kolega miał kurtkę ze specjalną kieszenią, w której nosił pieska.
Z chwilą, kiedy pies zaczynał się wiercić w kieszeni - wypuszczał go i już po chwili pies osaczał dzika, a że był skromnej postury, dzik go lekceważył i nie uciekał, a dawał się podejść na odległość strzału!
Podobnie było na kaczkach - kiedy kaczka spadała na lustro wody zasłonięte trzcinami, kolega podnosił psa ponad głowę i gdy ten zaczynał gwałtownie przebierać łapkami - puszczał go, a za chwile kaczkę miał pod nogami!
Zamarzyło mi się szczenię po tym "profesorze" i po pół roku - jest przeurocza suczka. Miałam ją zawsze i prawie wszędzie z sobą - nawet w pracy, gdzie pokochali ją wszyscy! Porozumiewałyśmy się bez słów, aczkolwiek miała swój charakterek!
Kiedy podrosła, pojechałyśmy na pierwsze kaczki. Strzeliłam kaczkę nad bagienkiem zarośniętym wikliną. Kaczka spadła po drugiej stronie bagienka - idziemy szukać!
Patrzę na łąkę - kaczki nie widać - mówię szukaj i pokazuję trzciny. Suczka przebiegła kilka kroków, stanęła i stoi, mówię szukaj, a ona nic tylko patrzy na mnie, jakby mówiła - czego ty ode mnie chcesz?
Podchodzę bliżej, wydaję ponowną komendę, a ona nic tylko patrzy wymownie - ty chyba nic nie rozumiesz. Spojrzałam w dół na kępę trawy, przy której stała - a tam wystaje kawałek kaczego skrzydła - suczka zamerdała ogonem - no i widzisz kto tu mądrzejszy!
Komentarze opinie