Reklama

Kłusownicy - partyzanci

13/08/2013 00:05

Nasze koszalińskie obwody prawie sąsiadują ze Szczecinkiem, gdzie mieściły się kiedyś koszary „zaprzyjaźnionych wojsk”. Dochodziły słuchy, że kłusują w okolicznych lasach na potęgę! Leśniczówka moich kuzynów, o których zwykle mieszkałam podczas polowania, znajduje się ok. 100 m od szosy Biały Bór – Koszalin, położona nieco poniżej.

Pewnego roku było nas kilkoro na rykowisku, a kuzyn zawsze po zmierzchu wychodził na szosę posłuchać, gdzie ryczą. Jednego wieczoru wpada po chwili do domu z okrzykiem – ruscy kłusują! Chłopaki porwali za broń i hajda na szosę!

Czterech położyło się z bronią z dwóch stron szosy, a jeden stanął na szosie z dubeltówką w ręku. Z daleka widać było światło nadjeżdżającego samochodu, ale jakoś wysoko i świecące nie na szosę, a na zręby obok. Kiedy samochód był tuż tuż, ci z boków wyskoczyli, a ten na szosie strzelił w powietrze. Za moment wjeżdża na podwórko ruski wojskowy samochód eskortowany przez naszych.

Wyprowadzili z samochodu trzech wojaków, zamknęli w jednym pokoju i zadzwonili na pobliska komendę Milicji. Okazało się, że był to sierżant, który stał na pace ze szperaczem i dwóch szeregowców – pomocników. Na samochodzie były już wypatroszone trzy łanie i cielę! Po przyjeździe milicjantów, nieszczęsne kłusery błagały ich, żeby nie zawiadamiali dowództwa, bo ich odeślą „na rodinu”, a to była dla nich największa kara.

Jednak, za pośrednictwem milicji, na drugi dzień rano przyjechał ich dowódca z rozkazem z Legnicy i stało się jak przewidywali. Wychodząc, sierżant wymamrotał – a nam „goworili czto w Polsce niet uż partizanow” !

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do