Reklama

Konny karawan

16/01/2013 18:57

Na jednym z polowań w siedleckim – a zajęcy kiedyś tam było, oj było – za karawan służył jak zwykle wóz drabiniasty, przedłużony, zaprzężony w dwa potężne Sokulaki. Na wozie były umocowane krzyżaki, na których oparto gruby drag, gdzie miano wieszać pozyskane zające. Po każdym skończonym pędzeniu myśliwi byli podwożeni saniami na stanowiska, a naganka zostawała na miejscu, aby pędzić następny miot.


Tu muszę wtrącić, że w podwarszawskim kole, gdzie polowałam najczęściej, (moje nie-macierzyste) – strzelało się kilkanaście do kilkudziesięciu zajęcy dziennie. Na wspomnianym na początku polowaniu – pierwsze pędzenie, naganka ruszyła, a mnie aż w oczach zawirowało od czarnych punktów pędzących w kierunku linii!


Ja strzeliłam cztery, ale kolega stojący obok na flance... czternaście wychodzących z miotu! Do południa karawan się zapełniał z pędzenia na pędzenie, za, na dwa mioty przed końcem polowania. . . trzask, huk i drag, na którym wisiały zające nie wytrzymał – pękł, a zające na kupę poleciały na wóz!

 
Szczęście, że tego dnia był krzepki mróz, wiec się nie zaparzyły do końca polowania. Oczywiście, na koniec ognisko, bigos, pogwarki, a strażnicy zajęli się pokotem. Na takim polowaniu byłam pierwszy i ostatni raz w życiu - padło... 252 zające!


Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do