Reklama

Listonosz i złoto

18/01/2013 19:56

Podczas jednego z rykowisk zajechałam do kolegi, terenowego myśliwego – gospodarza łowiska, aby się zameldować, a ten mówi: Ania, chodź, coś ci pokażę! Zaprowadził mnie do ciemnej komórki, poświecił latarką i zobaczyłam . . . stos poroża!

Pytam – zrzutów nazbierałeś? A on - czekaj, zapalę światło - i wtedy okazało się, że to jedno ogromne poroże jelenia! Zaczęłam liczyć odnogi i dwa razy musiałam to zrobić, bo mi się w oczach troiło – doliczyłam się dwutrzydziestaka!

Niestety, poroże było bardzo wybielone przez deszcz i śnieg, miało tylko zachowane sklepienie czaszki i kość czołową, ale i tak prezentowało się wspaniale. Kolega po chwili opowiedział mi jego historię.

Rok wcześniej, znajomy grzybiarz zameldował mu, że w lesie coś wielkiego leży i cuchnie, ale po wejściu w las nie potrafił wskazać miejsca. W następnym roku przejeżdżał tamtędy na rowerze listonosz i zauważył w krzakach wieniec – przyniósł go do tegoż kolegi i odsprzedał „za flaszkę”.

Zapytana, co zrobić, żeby przywrócić porożu dawną świetność, poradziłam, aby wysmarować kilkakrotnie, aż wsiąknie, świeżą farbą, potem nasmarować tłuszczem i wypolerować uperlenie.

Rada okazała się skuteczna i wieniec otrzymał „złoto”, aczkolwiek nieadekwatne do wyglądu, bo niestety – był zbyt lekki, przez długie leżenie w lesie. 

Kiedy dostałam go w swoje ręce w Muzeum – uzupełniłam brakującą część czaszki i – prawdopodobnie – wisi tam do dziś.

Teren, gdzie byk został znaleziony, sąsiadował bezpośrednio z obwodem innego koła, a tam, tuż przy granicy, odbywało się najlepsze rykowisko na ogromnym polu kukurydzy. Prawdopodobnie ktoś go postrzelił, byk przeszedł graniczny tor kolejowy i u nas padł!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do