W jednym z siedleckich kół był kiedyś strażnik – myśliwy nazwiskiem Antoś W. Antoś uważał, że bardzo elegancko i po pańsku brzmi zamiana wymowy niektórych liter. Koło zakupiło psa, setera irlandzkiego i dało go Antosiowi, aby go ułożył tak, żeby myśliwi przyjeżdżając w teren na polowania „ptasie” mogli z niego korzystać. Po kilku miesiącach zjawia się łowczy i pyta – Antoś, pokaż nauczyłeś pieska czegoś? Tak jeszt panie owczy Łyszek szurowe kartofle wp. . . la! Pouczony, że nie na tym ma układanie psa polegać, Antoś stwierdził, że teraz to on się już postara. Przy następnej wizycie łowczy stwierdził, że pies jest okropnie chudy – Antoś, co ty mu jeść nie dajesz? Ja jego do nory szykował, ale ta chaliera za czorta w nore nie lizie! Kolejny wykład, na czym ma polegać praca psa i wreszcie przyszło polowanie na kaczki – a koło dzierżawiło tuż pod Siedlcami wielki kompleks stawów, gdzie kaczek było wbród. Myśliwi rozstawili się na groblach i Antoś puścił „Łyszka”. Kaczki zaczęły się rwać, wokół strzelanina, a Antoś spokojnie stoi. Wtem z szuwarów wychynął Łyszek z żywym kłapakiem w pysku. Antoś rozejrzał się wokół, schował kłapaka za pazuchę, a widząc, że sąsiedni myśliwy to zauważył, przyłożył palec do ust i wymamrotał – ciicha, nie gada, krykucha będzi!
Komentarze opinie