Jak już pisałam kiedyś, Ataś. W. – myśliwy i jednocześnie strażnik w jednym z siedleckich kół - był osoba powszechnie znana w okolicy z różnych historyjek, które go dotyczyły. Antoś posługiwał się starą kurkówką, na proch dymny – pamiętajmy, że były to lata pięćdziesiąte ub. wieku i wielu myśliwych miało broń dosłownie „z wykopalisk”, czyli, ze starych, przedwojennych zapasów, zakopanych w ziemi na początku ll wojny światowej, aby okupant ich nie znalazł, a potem, po wojnie, wykopanych umyślnie, lub całkiem przypadkowo i ponownie zarejestrowanych. Antoś na wszystkich polowaniach nosił ruską, wojskową papachę z opuszczonymi zawsze nausznikami. Powód tego był następujący – nie umiał strzelać z oboma otwartymi oczami, a równocześnie nie potrafił zamknąć tylko jednego! W efekcie tego mankamentu – tuż przed strzałem, robił szybki ruch lewą ręką, zakrywając lewym nausznikiem oko i dopiero strzelał. Po strzale np. do zająca, szybko kucał – aby poniżej obłoku dymu prochowego zobaczyć efekt strzału – o dziwo w większości były celne! Kiedy strzelał do kaczek, a w pobliżu byli inni myśliwi – głośno pytał – popał ja? Łyszka szłać? Taki był Antoś – niech mu Knieja wiecznie szumi!
* Oczywiscie na początku wpisu wkradło sie przekłamanie - powinno być Antoś W. !