Księżyc jak patelnia, srebrne światło leje, Ja na skraju lasu – słucham co się dzieje. Tu coś zatrzeszczy, a tam zaszeleści, Wszystkie te odgłosy znane niosą wieści: Szeleści jeż w ściółce, szukając w niej myszy, A pod sarny cewką trzask gałązki słyszę. Nagle coś kwiknęło i ostre chrumkanie, Locha karci warchlaka z głośne wołanie. Górą, po gałęziach trzask rozbrzmiał gwałtowny – Licówka, z nią chmara a z nimi byk łowny! Gdy światło księżyca polany dosięgło, Zobaczyłam wszystko co na nią wyległo: Sarny, dziki, jelenie a nawet i lisa I tak noc mijała, przy pełni księżyca! Aż nadszedł poranek, wreszcie poszłam spać, A w ostoje udała też się leśna brać.
Komentarze opinie