Reklama

Pościg . . .

21/01/2013 19:06

Któregoś roku na rykowisku pogoda była pod zdechłym Azorkiem. Bykom nie chciało się ryczeć – kto by tam nadstawiał gębę na deszcz! Wreszcie jednego dnia względnie się wypogodziło, więc pojechałam do gospodarza terenu, aby ustalić, które łowisko na wieczór wybrać i dowiaduję się, że . . . rano znalazł, tuż za wsią, w której mieszkał – obcięty i porzucony łeb młodego jelenia i świeże patrochy oraz ślady Nyski lub Żuka, prowadzące do szosy. 

Niestety, po paru metrach, błotny ślad na szosie się urywał! Ustaliłam łowiska na wieczór i następny ranek – dość odległe od mojej kwatery, wieczorem nic nie spotkałam więc przed świtem poderwałam syna, nastolatka, który mi towarzyszył i jedziemy!


Szosa wąska i wzdłuż stare drzewa, wtem, nagle na bocznej, polnej drodze zobaczyłam światła samochodu, a po chwili „koguta” na dachu. Pomyślałam, ze dróżka prowadziła tylko do lasu, a żadnych osiedli tam nie było, więc sprawa wydała się co najmniej podejrzana.


Zatrzymałam samochód, zgasiłam światła i czekam. Karetka, bo to była karetka pogotowia, wyjechała na szosę za mną i skręciła, w przeciwnym kierunku niż mój. Zawróciłam, jak mogłam najszybciej, choć droga wąska i pognałam „ile maszyna wyda” za nimi, mówiąc synowi – znajdź jakąś kartkę i długopis i jak się uda – spisz numery. Niestety – nie udało mi się ich dogonić przed krzyżówką z główną szosą, a na niej, wśród innych samochodów, pościg nie wyszedł, choć goniłam, aż do pierwszych zabudowań pobliskiego miasta, gdzie zniknęli wśród ulic. Ale nie był to całkiem bezowocny pościg, gdyż koledzy z koła – po nitce do kłębka – doszli, że był to miejscowy lekarz z pogotowia, który wraz z kierowcą urządzali sobie takie kłusownicze wypady!


Na szczęście smutno się dla niego ten proceder skończył!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do