
Któregoś roku na rykowisku pogoda była pod zdechłym Azorkiem. Bykom nie chciało się ryczeć – kto by tam nadstawiał gębę na deszcz! Wreszcie jednego dnia względnie się wypogodziło, więc pojechałam do gospodarza terenu, aby ustalić, które łowisko na wieczór wybrać i dowiaduję się, że . . . rano znalazł, tuż za wsią, w której mieszkał – obcięty i porzucony łeb młodego jelenia i świeże patrochy oraz ślady Nyski lub Żuka, prowadzące do szosy.
Niestety, po paru metrach, błotny ślad na szosie się urywał! Ustaliłam łowiska na wieczór i następny ranek – dość odległe od mojej kwatery, wieczorem nic nie spotkałam więc przed świtem poderwałam syna, nastolatka, który mi towarzyszył i jedziemy!
Szosa wąska i wzdłuż stare drzewa, wtem, nagle na bocznej, polnej drodze zobaczyłam światła samochodu, a po chwili „koguta” na dachu. Pomyślałam, ze dróżka prowadziła tylko do lasu, a żadnych osiedli tam nie było, więc sprawa wydała się co najmniej podejrzana.
Zatrzymałam samochód, zgasiłam światła i czekam. Karetka, bo to była karetka pogotowia, wyjechała na szosę za mną i skręciła, w przeciwnym kierunku niż mój. Zawróciłam, jak mogłam najszybciej, choć droga wąska i pognałam „ile maszyna wyda” za nimi, mówiąc synowi – znajdź jakąś kartkę i długopis i jak się uda – spisz numery. Niestety – nie udało mi się ich dogonić przed krzyżówką z główną szosą, a na niej, wśród innych samochodów, pościg nie wyszedł, choć goniłam, aż do pierwszych zabudowań pobliskiego miasta, gdzie zniknęli wśród ulic. Ale nie był to całkiem bezowocny pościg, gdyż koledzy z koła – po nitce do kłębka – doszli, że był to miejscowy lekarz z pogotowia, który wraz z kierowcą urządzali sobie takie kłusownicze wypady!
Na szczęście smutno się dla niego ten proceder skończył!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie