Reklama

Wołosaty i wilcza akcja

14/01/2014 18:20

Lata pięćdziesiąte i początek lat sześćdziesiątych ub. wieku, był to okres, kiedy nie tylko wolno było polować na wilki, ale wręcz, za każdą pozyskaną sztukę wypłacano nagrody! Mój mąż był wtedy jeszcze studentem i razem z kilkoma kolegami jeździli zimą na tak zwane akcje wilcze. 


Zgłaszali się do określonego nadleśnictwa w Bieszczadach i tam przydzielano im rejon do opolowania. Były to wyjazdy, jak żywcem wyjęte z Londona, traperskie eskapady. Z plecakami, śpiworami i bronią wędrowali po górach, nocując przy palących się ogniskach, pod gołym niebem, a w dzień fladrowali otropione oddziały i próbowali zdobyć upragnione trofeum, choć rzadko się to udawało, bo wilki nauczyły się fladry lekceważyć.


W czasie jednej z takich wypraw drogę przegrodził im potok Wołosaty, znaleźli zwaloną w poprzek kłodę i po niej pokonali miejscami płynący, w większości zamarznięty nurt. Po tygodniu wracali tą samą drogą, a zaczynała się lekka odwilż. Kiedy doszli do owego miejsca, gdzie uprzednio przekraczali potok – okazało się, że maleńki potoczek zamienił się w rwącą strugę, a po kłodzie – ani śladu!


I cóż wymyślili nasi dzielni traperzy – rozebrali się do naga, powiązali sprzęt i odzież w tobołki i trzymając je nad głową poooszli w przez wodę! Po drugiej stronie natarli się jeszcze śniegiem, wytarli do sucha, ubrali, rozpalili ognisko, wypili po szklance herbatki ”z prądem” i … nic im nie było, żaden nawet nie kichnął!


To dopiero były polowania i przeżycia!!!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do