Reklama

Wpadłam w byka

05/12/2012 11:20

Kiedyś byłam na polowaniu zimowym w kurpiowskich lasach. Ponieważ nie dysponowałam jeszcze własnym samochodem, namówiłam kuzyna na wyjazd, załatwiając mu zaproszenie. Polowanie mieszane - jeleń, dzik, sarna, lis.


Pierwsze pędzenie zaczęło się na skraju lasu, a naganka miała iść od wsi, którą dzieliły od lasu rozległe łąki - zawsze tak zaczynali - pędzać lisy wracające z grabieży w kurnikach. Naganiacze to był ojciec i jego . . . 12! synów (przyznawał, że 6-ciu na pewno jego). Rzeczywiście - padło chyba ze trzy lisy, więcej uszło z życiem!

W jednym z kolejnych pędzeń kuzyn strzelił byka - reszty pokotu nie pamiętam, nie ma to znaczenia dla niniejszej opowiastki. 

Po przywiezieniu byka na kwaterę kuzyn - stary myśliwy - zabiera się do patroszenia, ale widzę, że jakoś koślawo mu idzie! Zrzuciłam kożuch, wyjęłam składany kozik, z którym nigdy się nie rozstawałam, odsunęłam kuzyna na bok i zabrałam się do roboty. Reszta - wytrawni myśliwi - stoją i patrzą!

Wszystko było dobrze do momentu wyciągania przełyku z tchawicą. Niby podcięłam od góry, ale byk był cholernie głęboki, więc nie mogłam jedną ręką sięgnąć. Mówię - trzymajcie mnie za nogi, bo sama nie wyciągnę - i jak w tym wierszyku o dziadku i rzepce - wreszcie się udało!


Nie powiem, żeby starym Nemrodom nie było potem trochę wstyd!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do