
Kiedy mój syn miał zaledwie 10 lat i mniej, jeździliśmy na wakacje „na wczasy”, aż pewnego roku, będąc jako przedstawiciel Zarządu Głównego na Wojewódzkim Zjeździe Delegatów w Zielonej Górze, dostałam propozycję od jednego z myśliwych skorzystania z ich domku myśliwskiego nad jeziorem, gdzie dzierżawili obwód. Oczywiście, propozycja została poparta zezwoleniem na odstrzał rogacza i dzików, więc skwapliwie ją przyjęłam!
Domek położony był na terenie zamkniętego ośrodka wczasowego, gdzie można było korzystać ze stołówki – jednym słowem – żyć nie umierać! Na dodatek wszystkiego, po przyjeździe spotkałam mieszkającego w sąsiednim domku dawnego kolegę z pracy w ZG, który spędzał tam urlop z żoną i nieco starszym od mojego synem.
Po kilku, zupełnie nieudanych wyjściach w teren – nie spotkałam ”ani ogona”, pewnego dnia rano, budzi mnie gwar biesiadnych głosów dochodzący z sąsiedztwa. Przy stole nad jeziorem siedzi kolega i jeszcze dwóch innych, również mi dobrze znanych, i zaśmiewają się do rozpuku. Tu trzeba wspomnieć, że ich koło dzierżawiło obwód w niedalekim sąsiedztwie.
Właśnie wrócili z rannego polowania, jeden strzelił dzika i wracając do samochodu – zaledwie świtało – usłyszał w lesie wrzask – Franek, Franek, a żaden z nich nie miał tak na imię. Kolega, z rękoma umazanymi farbą, ociekającym nożem w ręku wyszedł na linię, gdzie zostawił samochód, a zalegała tam lekka mgiełka i zobaczył, również wychodzącego z lasu grzybiarza, który z daleka krzyknął – „Franek, wołam cię i wołam – czego się nie odzywasz?”.
Kolega nic się nie odezwał, ale aż się w nim gotowało od słuchania tych wrzasków, płoszących świtkiem zwierzynę! Kiedy grzybiarz podszedł bliżej i zobaczył faceta z majchrem w garści całego w farbie – oczy mu się zrobiły jak spodki, a kolega – ty sp…laj bo cię zarżnę, już jednego zarżnąłem! – grzybiarz „poszedł w długą”, aż się zakurzyło, gubiąc po drodze kosz, kolega skrzętnie pozbierał grzyby i mieliśmy czym „zakąszać”, a od tego czasu, mam nadzieję, w lesie już był spokój!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ja też prawie pękłem czytając ten tekst!!!!!!
Wydarzenie naprawdę godne wielkiego śmiechu. Tylko, że ... ten człowiek później wrócił po swój koszyk i grzyby (!)
wyśmienite opowiadanie! Wyobrażając sobie sytuację, śmiałem się sam do siebie przed monitorem :))
Dla przyzwoitości - nie cytowałam pełnego okrzyku kolegi ;)
Witam.Chyba najlepsze opowiadanie ze wszystkich jakie czytałem.Pozdrawiam